Wynegocjowałam od Lokiego, byśmy
poczekali z odejściem aż do powrotu chłopaków. Bądź co bądź, byłam im winna
chociaż podziękowania i pożegnanie. Bóg oczywiście tego nie rozumiał – nie był
sentymentalny i nie czuł się z niczym związany. Ale koniec końców, musiał
zaakceptować fakt, że zostaniemy jeszcze trochę. Skoro byłam mu aż tak
potrzebna i już tyle czasu wytrwał ze mną na Ziemi to równie dobrze nie powinno
zrobić mu różnicy kilka godzin.
Była pora poobiednia.
Przechadzałam się wśród drzew, sprawdzając po dziesięć razy każdy zakątek
koszar. Z każdą chwilą traciłam
nadzieję, że w końcu doczekam się powrotu dwóch Ukraińców. Może ich gdzieś
wysłali i mieli wrócić dopiero za kilka dni?
Jednocześnie po cichu egoistycznie
liczyłam na to, że ich powrót jeszcze trochę potrwa. Byłam rozdarta i nie
chciałam, aby mój egoizm mną zawładnął. Ale prawda była taka, że im później oni
wrócą, tym ja później odejdę stąd, do Asgardu…
Z bezsensownych, absurdalnych
myśli wyrwał mnie dźwięk znajomego głosu. Zaczęłam się gorączkowo rozglądać.
Coś mignęło między drzewami. Szybkim krokiem udałam się w tamtą stronę.
Tak, to musiał być on. Między
świerkami i sosnami widziałam barczystą sylwetkę Wołodii.
— Putin! – krzyknęłam i zaczęłam
biec w jego stronę. On odwrócił się i uśmiechnął z papierosem w kąciku ust. Nie
popierałam jego nałogu i nie lubiłam, gdy przy mnie palił. Ale zapach
papierosów był z nim nierozerwalnie związany i teraz ta woń unosząca się wokół
niego dodawała mi otuchy. Po za tym przymykałam na to oko, bo Ukrainiec twierdził,
że to go uspokaja. A miał co odreagowywać.
Ciekawe, co go teraz tak
niepokoiło.
Przytuliłam się do niego a on
objął mnie swoimi potężnymi ramionami. Poczułam się przy nim jak mała
dziewczynka tuląca się do ojca.
— Dlaczego tak długo cię nie było?
Czekałam na was. – Odsunęłam się wreszcie od niego i zadarłam głowę do góry.
Wołodia górował nade mną niczym duże, postawne drzewo.
— Trochę to trwało, fakt. –
Podrapał się z roztargnieniem po potylicy.
Był czymś zafrasowany, a zmęczenie
wyraźnie odcisnęło swój ślad na jego twarzy: pod oczami miał ciemne worki,
twarz poszarzałą, włosy w nieładzie a mundur brudny i pomięty. To musiały być
ciężkie chwile dla niego.
— Ale dobrze, że już jesteś. –
Uśmiechnęłam się do niego, ale on jakby tego nie zauważył. Wzrok miał wbity w
ziemię.
— Tak. Jestem. – Skinął głową.
Przestąpiłam z nogi na nogę trochę
zdezorientowana jego zachowaniem. Zazwyczaj, nawet mimo zmęczenia, tryskał
energią i pogodą ducha.
— No, a gdzie Jurij? – zapytałam,
miętosząc w dłoniach kurtkę rudego żołnierza. – Chciałam mu oddać kurtkę,
niestety nie miałam jak jej wyprać. Tyle się działo…
Putin wypluł na ziemię papierosa i
dokładnie rozgniótł go butem. Dopiero wtedy odpowiedział, zamykając oczy i
ściskając nasadę nosa:
— Został.
Spojrzałam na niego zaskoczona.
— Został? Jak to został? To
jeszcze sprawdzacie teren?
Uczucie niepokoju ukłuło mnie w
serce, jednak nie dopuszczałam do siebie złych myśli. Nie doczekałam się
odpowiedzi na moje pytanie, ale nie mogłam ustąpić:
— Putin! Jak to został?
Żołnierz pochylił się i oparł
dłonie na kolanach.
— No nie rozumiesz? Naprawdę nie
rozumiesz?! Został, Meg, on został! – Znów się wyprostował i oparł ciężko o
drzewo. Kurtka wyleciała mi z dłoni i opadła ciężko na ziemię, lecz ja właściwie
tego nie zauważyłam i ręce nadal miałam wzniesione.
— Jak to został, Wołodia, jak to?
– powtarzałam, patrząc na niego rozbieganym wzrokiem.
Przesunął dłonią po twarzy i
utkwił spojrzenie w czubkach swoich butów.
— Czekaliśmy na pomoc – zaczął. –
Musieliśmy poczekać z wejściem do budynku, bo w środku było niebezpiecznie i
bez specjalistycznego sprzętu i wszelkich środków ostrożności nie dało się tak
po prostu wejść. – Przełknął ślinę, a ja słuchałam go z szeroko otwartymi
oczami. Nie mogłam się nawet ruszyć. – Ale się Rudy uparł. Wiesz, on jest
niecierpliwy. Stwierdził, że nie może czekać, bo ktoś tam może teraz
potrzebować pomocy. Zawsze taki jest, dba o wszystkich,, tylko nie o siebie. –
Żołnierz uśmiechnął się do siebie, ale jego oczy nadal były puste. Jego źrenice
skurczyły się do niewiarygodnie małych rozmiarów po długim okresie niespania i
stresu. – No to wszedł, wszedł do tej ruiny, a ja za nim. Zamiast go
powstrzymać, próbować siłą go złapać, poszedłem za nim. Nie zostawiłbym go,
młody jeszcze jest. – Jurij był nie wiele starszy ode mnie. – Wchodził na
kolejne piętra, a ja za nim. Uparł się, że musi sprawdzić wszystkie pokoje. No
i tak wszedł do jednego, a ja zostałem na korytarzu, bo wydawało mi się, że coś
w jego głębi zobaczyłem. Odwróciłem się na chwilę – przerwał nagle, a ja
poczułam, że brakuje mi powietrza, że nie mogę oddychać.
— Co było dalej? – zapytałam
cicho, bojąc się tego, co usłyszę.
Wołodia wziął głęboki wdech, zanim
znów zaczął mówić.
— Na chwilę się odwróciłem. Na
chwilę. Był jeden huk. Niewiarygodny. Kawał sufitu. Kawał sufitu oderwał się i
spadł. Spadł prosto na niego. Koniec. Nie ma go.
Słuchałam tych słów, ale w nie nie
wierzyłam. Miałam ochotę zasłonić sobie uszy. Zagłuszyć wszystko.
— To nie prawda… Nie prawda…
— Prawda. Prawda – Putin powtórzył
to jak mantrę.
— Nie… Nie, cholera, nie…!
Dlaczego po niego nie wróciłeś? Czemu go nie wyciągnąłeś? Może jeszcze żył, co?
– Dłonie zacisnęłam w pięści, czując mrowienie w palcach.
— Meg, nie rozumiesz? Nie
rozumiesz, kurwa, jednej prostej rzeczy? Nie było jak! Kawał sufitu spadł na
niego, zamieniając go w cholerną, krwawą miazgę! – Wykrzyknął w moją stronę,
ale ja nie chciałam przyjąć tego do wiadomości. Czemu wypowiadał tak okropne
słowa? Czemu to robił?
Mój oddech stał się urywany. Wiatr
porwał moje włosy, szarpiąc je i wyrywając z luźno zawiązanej gumki. Mrowienie
moich palców rozlało się na przedramiona, a obraz zamazał mi się przed oczami.
Nie widziałam już Putina, nie
widziałam otoczenia, obraz zalał się czerwienią. Czułam, że coś nadchodzi i nie
potrafiłam tego powstrzymać. Czułam…
Coś mnie wydarło z letargu.
Poleciałam w bok, coś mnie zaczął ciągnąć, a ja instynktownie podążałam za tym.
Straciłam równowagę i wpadłam na
coś. Powierzchnia, na której wylądowałam, ugięła się pod moim ciężarem i wbiła
w ciało. Złapałam się jej, to chyba była sitka. Odepchnęłam się i stanęłam, spazmatycznie
łapiąc oddech, otwierając szeroko usta, ale nie mogłam nabrać powietrza w
płuca. To coś znów zaczęło mnie zalewać. Potarłam powieki, jakbym chciała pozbyć
się z oczu tej piekącej czerwieni.
— Uspokój się. – Usłyszałam
syknięcie, które było tłumione przez mój przytępiony słuch. Miotałam się w
miejscu, nie wiedząc, co robić.
Przed sobą zobaczyłam ruch i
machnęłam ręką w jego stronę.
— Zostaw mnie – wycharczałam nie
swoim głosem, nie przestając młócić w powietrzu ramionami. Chciałam pochwycić
tego, który mnie atakował. Ślepy strach zawładnął mną, a ja pragnęłam tylko się
uwolnić z więzów, które mnie ograniczały. Czułam się osaczona bojąc się
nieznanej rzeczy kryjącej się w bezkresnej czerwieni.
Wszystkie uczucia we mnie drżały,
krzyczały, rozrywały mnie. Sceny, o których opowiadał mi Vladimir, stanęły mi
przed oczami, a czerwony kolor, przysłaniający mi obraz, stał się krwią Jurija,
zalewającą moje oczy. Wydawało mi się, że tonę w niej i to dlatego nie mogę
nabrać powietrza.
— Ty! – Właściwie wydałam z siebie
ryknięcie, gdy tylko zrozumiałam, kto przede mną stoi. Jego zielona aura
migotała wyraźnie, prowokując mnie. – To przez ciebie! – Z mojego gardła wydało
się coś na kształt łkania.
— Cicho. – Loki podszedł do mnie i
wyciągnął ręce w moją stronę. Odebrałam to jako atak, więc odskoczyłam.
— To przez ciebie, przez ciebie…
To wszystko twoja wina… – Złapałam się za głowę i szarpnęłam za włosy, jakbym
chciała wyrwać z siebie te myśli, tą obcą duszę, która mną zawładnęła bez mojej
zgody. A może za moją zgodą… Nie mogłam się opanować. – Nie zdążyłam… Mu
powiedzieć, podziękować. Za wszystko. Bo ty… Ty! Musiałeś przybyć i zniszczyć
wszystko! Zniszczyć mnie! – Dopadłam do niego i złapałam go za ubranie. Teraz
już nic nie widziałam ja tylko czułam.
— Nie zdążyłam! – Szarpałam go za
ubrania. Chciałam je zniszczyć, zatopić dłonie w jego ciele, rozszarpać go. –
Nie ma! Nie ma go…. Nie przeprosiłam go, nic nie mogłam…
Poczułam żelazny uścisk na
ramionach i czyjś oddech na mojej twarzy. Wydałam z siebie nieartykułowany
dźwięk pomiędzy warknięciem a rykiem. Próbowałam się odepchnąć rękami od
przeszkody przede mną, lecz coś mnie powstrzymało. Ponownym połączeniem z
rzeczywistością było silne szarpnięcie, uścisk wokół mojej talii, ból
ściągający na ziemię, który łagodził słodki smak znajomych warg na moich
ustach. Zamknęłam oczy, ale napięcie z moich mięśni nie znikało. Mocny uścisk
na moim ciele również nie zelżał, ale ja opuściłam moje dłonie, przestając
walczyć. Serce, które tłukło się w mojej piersi tak szybko, że nie mogłam
rozróżnić pojedynczych uderzeń, zwolniło, a moje zmysły wyostrzyły się do
granic możliwości. Po prostu stałam czekając, aż wszystko się skończy. I w
końcu, jak cięcie nożem, ustał miły dotyk na moich ustach, otworzyłam oczy.
Świat odzyskał dawne barwy.
Intensywne jak nigdy, zielone oczy
Lokiego szukały w moich źrenicach ostatnich śladów furii. Zaraz jednak
westchnięcia ulgi dochodzące z płuc boga potwierdziło, że atak minął.
Poczułam, jak coś spływa po mojej
wardze. Powoli, ciepła strużka spływała mi po twarzy. Dotknęłam jej i
zobaczyłam na moich palcach czerwony ślad. Szybko wytarłam z twarzy krew
rękawem bluzy, choć bardziej można było powiedzieć, że ją rozmazałam.
Wzdrygnęłam się, gdy bóg podniósł rękę i pomógł mi w pozbyciu się posoki z
mojej skóry. Jego chłodny dotyk był powróceniem do rzeczywistości, drogą,
ostatecznym ocuceniem.
Nie odsunęłam się od niego.
Patrzyliśmy na siebie wzajemnie. Zastanawiałam się, co ja narobiłam i jak
mogłam myśleć o takich rzeczach, jak zabicie Lokiego. Czy teraz on mógł opuścić
mnie tak, jak ostatnim razem, gdy straciłam kontrolę?
Znów straciłam kontrolę.
To we mnie uderzyło tak, że w
jednym momencie straciłam całą energię, furia, w którą wpadłam, wyssała ze mnie
wszystkie siły, adrenalina we krwi drastycznie spadła. Osunęłam się wprost na
boga, który złapał mnie i przytrzymał. Złapałam się go desperacko, a z moich
oczu zaczęły wypływać łzy bezsilności. Nie zważałam na jego krzywe spojrzenia,
nie zważałam na to, że musiał mnie trzymać. Trudno.
Jak na mnie, ostatnio dużo
płakałam. Dwa razy w ciągu doby, to stanowczo przekracza moją normę. Próbowałam
jeszcze ścierać z twarzy słone krople, lecz szybko dałam za wygraną. Było ich
po prostu za dużo. Nie chciałam pokazywać mojej słabości, ale ostatnio i tak
nie potrafiłam zapanować nad własnym ciałem. Loki nie rwał się do pomocy, tylko
mnie trzymał, a ja mogłam znaleźć oparcie na jego twardej piersi. Zacisnęłam
palce na rozciągniętym materiale czarnej bluzy upadłego bożka, trwającego przy
mnie na tym ziemskim padole mimo wszystko.
Poszłam z Lokim do naszej kwatery.
Ludzie nie zwrócili uwagi na moje poprzednie krzyki oraz stan. Tutaj był to
raczej powszedni widok – wielu było tu zrozpaczonych i roztrzęsionych.
Nadal nie mogłam uwierzyć w to, co
się ze mną działo. Tak, przejęłam się tą wiadomością i to bardzo, ale żeby aż
tak reagować? To było jak bodziec, który usunął we mnie jakąś blokadę.
Wszystkie złe emocje i moje wyrzuty sumienia wyszły na wierzch, zamraczając
mnie. Nie byłam sobą. Zachowałam się jak dzikie zwierzę.
— Powinienem cię wtedy walnąć w
głowę – powiedział bóg, gdy zamknęliśmy się w naszym pokoju, z dala od
wszystkich. – Ostatnio stajesz się coraz bardziej nieobliczalna.
— To dlaczego tego nie zrobiłeś? –
odgryzłam się, opierając się o stolik z założonymi rękami.
— Właśnie dlatego. Budziłaś
naprawdę groźne wrażenie. A jakoś nie miałem ochoty z tobą walczyć.
— To nie jest powód do żartów.
Socjopata popatrzył na mnie spod
zmrużonych powiek z uśmiechem czającym się w kącikach ust. Poruszyłam się
nerwowo, jak zawsze czując się nieswojo pod wpływem jego spojrzenia.
— A czy ja powiedziałem, że mi się
to niepodoba? – odezwał się w końcu, a ja spojrzałam na niego spode łba.
— Kręcą cię takie rzeczy?
Pokręcił tylko głową z
politowaniem.
— Bo wiesz, mnie nie bardzo –
kontynuowałam. – Nawet nie wiem, co się ze mną dzieje…
— Oczywiście, że wiesz. Tylko nie
chcesz tego do siebie dopuścić.
Prychnęłam tylko, patrząc na niego
z niedowierzaniem.
— Nie wierzę, że się nie
domyślasz. – Zbliżył się do mnie. – Ale rozumiem, że pod wpływem szoku mogłaś
stracić zdolność do myślenia jasno.
Już chciałam zripostować jego
kąśliwą uwagę, ale oczywiście nie dał mi dojść do głosu.
— Czar nałożony na ciebie słabnie
– powiedział. – Rośniesz w siłę, a twoje obecne ciało wydaje się zbyt małe na
pomieszczenie tak ogromnej mocy. – Ujął mnie pod brodę i obejrzał moją twarz.
Poczułam się, jak oglądana na targu kobyła. Odtrąciłam jego dłoń, ale na nim
nie zrobiło to wrażenia, uśmiechnął się tylko bezczelnie. – Jest coś pięknego w
tym szaleństwie…
— W tym nie ma nic śmiesznego –
warknęłam. – Da się na to coś poradzić? – zapytałam już łagodniej, ale nadal
będąc lekko naburmuszona.
—Cóż. – Wzruszył ramionami. – Żeby
się o tym przekonać, jesteś zmuszona udać się ze mną do Asgardu.
— No świetnie. – Przewróciłam
oczami. – Co, nie potrafisz tego załatwić tutaj?
— Potrzebuję do tego moich ksiąg.
Po za tym głównym kluczem jest kontrola twojego opanowania. I nie, uprzedzając
twoje pytanie. – Uniósł dłonie w geście powstrzymania mnie. Cholera, dobrze
mnie rozszyfrował. – Nie zamierzam tkwić tutaj w nieskończoność. Odejdźmy stąd,
zostawmy to. Czy nie widzisz, że na tym świecie czeka cię tylko cierpienie?
Zastanowiłam się nad jego słowami
i znów poczułam ukłucie w sercu, a w oczach wezbrały się łzy. Pomijając fakt,
że część tego cierpienia zapoczątkował Loki, to tak, miał rację.
— To wszystko cię niszczy, a przed
chwilą mieliśmy tego potwierdzenie. Ten świat cię ogranicza. Powróć do swojego
prawdziwego domu! Tu tylko cię stłamszą i zaszczują.
— To nieprawda. – Chciałam jeszcze
powstrzymać się, powstrzymać jego. Zaprzeczyć jego słowom, choć wiedziałam, że
ma rację. Na tym świecie, na Ziemi, mogłam się tylko ukrywać. Gdybym coś przez
przypadek zrobiła…. Gdybym uwolniła swoją moc… Wolałam nie wyobrażać sobie, co
mogłoby wtedy nastać, gdy jacyś ludzie byliby tego świadkami.
— Dusisz się tutaj. – Gdy to
mówił, poczułam, jakbym naprawdę się dusiła. – Nie widzisz, że gdzieś indziej będzie
ci lepiej?
— Nie zagwarantujesz mi tego. Nie
zagwarantujesz, że moje cierpienia się skończą – wyszeptałam, czując gulę w
gardle.
— Nie – potwierdził. Podszedł do
mnie i położył mi dłonie na ramionach. — Ale nikt ci tego nie zagwarantuje. A
ja mogę pomóc. Tam, nie tu. A ty… – Jego ręce zsunęły się niżej po moich
ramionach. Jego dotyk dodawał mi jakiejś dziwnej otuchy, choć wewnątrz
cierpiałam, bo teraz – tak – dopiero teraz uświadomiłam sobie, że zaczęłam iść
drogą bez powrotu. Nic już miało nie być takie samo, ja nigdy już nie miałam
być taka sama.
— Czyli to koniec… Koniec
wszystkiego… – wydusiłam z siebie. Spojrzałam w oczy Lokiemu, szukając w nich
zrozumienia i empatii, co w jego przypadku było raczej niemożliwe. Jednak on
wydawał się taki wyrozumiały, taki łagodny…
— Nie, Meg – powiedział cicho,
kolejny raz ujmując moją twarz. – To początek twojego nowego życia.
Pocałował mnie i natychmiast
pożądanie rozlało się po moim całym ciele. Tego dnia wydarzyło się zbyt wiele.
Zbyt wiele. Moje koszmary i pragnienia zalewały mnie jak fale przypływu i nie
mogłam się przed nimi uchronić. Byłam bezbronna i nieosłonięta.
Oddawałam pocałunki boga
najgorliwiej, jak mogłam. Przesunęłam dłońmi po jego torsie, chcąc poczuć pod
palcami jego obecność. Loki położył moje dłonie na swoich karku, a potem
szybkim ruchem podniósł mnie do góry i posadził na niewielkim, chyboczącym się
stoliku.
Zaczerpnęłam gwałtownie powietrza,
gdy oderwał się od moich ust, aby przenieść się na szyję. Poczułam jego
szczupłe palce tańczące na granicy mojej bluzy. W myślach błagałam, aby zrzucił
ze mnie wszystkie ubrania na raz. Mimo, że nie byłam na to gotowa, tu, z
potarganymi włosami, połamanymi paznokciami, podkrążonymi oczami i szarą skórą.
Ale miałam to gdzieś, liczyło się tylko jego przyjemnie chłodne ciało. Loki
bawiąc się mną, okrutnie powoli zdjął ze mnie bluzę, a potem powrócił do
całowania mnie, wplatając palce w moje włosy.
Odnalazłam krawędź jego spodni i pociągnęłam
za nie, aby asgardczyk znalazł się bliżej mnie. Oplotłam go ciasno nogami, nie
pozwalając mu oddalić się nawet o milimetr. Nie mogąc dłużej czekać, wsunęłam
mu dłonie pod ubranie i dotknęłam go z błogim westchnieniem ulgi, na które mi
pozwolił, gdy na chwilę się od siebie oderwaliśmy, by zaczerpnąć tchu.
Byłam kompletnie zamroczona i
skupiona na badaniu ciała Lokiego kawałek po kawałku. Pomiędzy moimi urywanymi
oddechami chciałam jak najwięcej go wchłonąć, jego obecność, zapach, smak.
Czułam pod palcami jego żebra, jego szczupłą sylwetkę, lecz ładnie wyrzeźbioną.
Nie przesadnie, w sam raz. Delikatne włoski na brzuchu, schodzące coraz niżej…
Pociągałam lekko za nie, czując na skórze przyspieszony oddech bożka. Wbiłam
się paznokciami w jego biodra, badałam delikatne wgłębienia w dole jego pleców,
sunąc wzdłuż jego kręgosłupa, poznając kolejne kręgi. Fale podniecenia
przepływały przez moje ciało, gdy z każdym milimetrem jego usta zniżały się
coraz niżej, wzdłuż mojej szyi, w stronę mojego dekoltu.
Byle zapomnieć o wszystkim, o
świecie zewnętrznym, o naszych czynach, myślach, słowach, uczuciach… Nic się
nie liczyło. Tylko jego dotyk, dłonie, wargi.
Wtedy ktoś zapukał do drzwi.
Jak na
zawołanie oboje zamarliśmy i zwróciliśmy głowy w stronę drzwi. Pukanie znów
rozbrzmiało w naszej klitce.
Zsunęłam się ze
stolika i gorączkowo zaczęłam doprowadzać się do ładu. Szybko podniosłam z
podłogi zmiętą bluzę, założyłam ją i poprawiłam potargane włosy. Unikałam
wzroku Lokiego, chciałam wymazać ze świadomości to, co właśnie się wydarzyło –
a raczej miało wydarzyć.
Otworzyłam
drzwi i okazał się, że za progiem stał Wołodia. W dłoniach miętosił nerwowo
znajomą kurtkę. Podniosłam dłoń do ust, gdy ją zobaczyłam. Znajome ubranie
upuściłam zaraz po tym, jak usłyszałam tą koszmarną wiadomość.
— Zostawiłaś… –
Ukrainiec wyciągnął do mnie rękę z okryciem.
— Nie. –
Cofnęłam się o krok. – Weź ją.
Pokiwał głową i
cofnął rękę.
— Meg, słuchaj…
— Tak?
Staliśmy
naprzeciw siebie, patrząc na podłogę. Na swoich plecach czułam czujny wzrok
Lokiego.
— Eh… –
westchnął Putin. – Nie mam się z kim napić…
— To chodź. – Spojrzałam
na niego. Rozumiałam, że tego potrzebował. Ja też miałam ochotę odreagować,
miałam zresztą prawo.
Zamknęłam za
sobą drzwi, nie patrząc za siebie i ruszyłam ciemnym korytarzem za żołnierzem.
___________________________________________________________________________
No i jest kolejny. Niestety chyba najkrótszy. Starałam się rozwinąć go do mojego standardu, ale niestety mi się nie udało, a chciałam go zakończyć w tym momencie(no może niezupełnie w tym, ale nie miałam innego wyjścia). Jest mi głupio, że tak długo musieliście czekać na kolejny rozdział, ale wreszcie jest, z czego bardzo się cieszę. Do tego moja wena powróciła i znów mam ochotę pisać :)
Obiecuję, że od następnego rozdziału akcja przeniesie się w pozaziemskie klimaty. Mam nadzieję, że wam się to spodoba, temat ziemski został wyczerpany i szczerze mówiąc... nawet mnie to cieszy :) Wreszcie wkraczam w nowy etap tej historii.
Powoli nadrabiam wasze blogi. Może i nie zawsze komentuje wasz rozdziały, ale uwierzcie mi - czytam wszystko, powoli bo powoli, ale staram się.
Jak wam mijając wakacje? Wyjeżdżacie gdzieś? Ja na razie zostałam w mieście, ale nie martwi mnie to :) Zapowiadają się najlepsze wakacje w moim życiu :) Po za tym mam wreszcie czas na chodzenie do kina, robienie zdjęć, oglądanie filmów, seriali no i oczywiście pisanie!
Dziękuję wam za wszystkie komentarze, które tak dodawały mi otuchy i motywowały mnie by wreszcie wziąć się za siebie. Dziękuję też za zawrotną liczbę wyświetleń(dla mnie to naprawdę dużo) i witam nowych czytelników, mam wielką nadzieję, że zostaniecie na dłużej i będziecie mi służyć swymi radami :)
Życzę wam dużo weny i niezapomnianych wakacji! Pozdrawiam :)