expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

niedziela, 1 lutego 2015

Rozdział 12



Zniszczony, motelowy szlafrok wrzuciłam do kosza na korytarzu. Kurtkę Jurija oczywiście zostawiłam. Chciałam ją wyprać zanim mu ją oddam, ale niestety nie miałam jak. Swoje rzeczy położyłam na krześle, a z butelki upiłam jeszcze trochę wody, bo nagle zaschło mi w gardle. Ze złością spojrzałam na jedyne łóżko w tym pokoju. Pięknie, po prostu pięknie. Z każdym mogłam tu wylądować, z każdym, byle nie z nim.
Jak mogłam spokojnie zasnąć obok niego, tuż obok niego, po tym, co się ostatnio wydarzyło? Przecież ja całowałam tego potwora. I mimo, że bardzo chciałam to przed sobą ukryć, boleśnie mi się to podobało. Ile miałam jeszcze udawać, że mnie to nie boli? Ile jeszcze miałam udawać, że wyrzuciłam to z pamięci?
Podeszłam do okna i otworzyłam je na oścież. Dookoła koszar był las. Ciemny, zimny i gęsty. Idealny, żeby się ukryć. Tak, przecież mogłam po prostu uciec, zniknąć w gęstwinie, zakopać się w korzeniach drzew lub wspiąć się na ich gałęzie.  Mogłam biec, biec ile sił mi starczy, jak najdalej od tego wszystkiego. Jak najdalej od niego.
Westchnęłam i zacisnęłam palce na nieoszlifowanym, betonowym parapecie. Nie mogłam uciec. Zbyt wiele wiedziałam. Zbyt wiele się wydarzyło. Ja po prostu nie potrafiłam żyć, okłamując siebie. Nie należałam do tego świata. A moje prawdziwe Ja będzie mnie ścigało, dopóki się z nim nie pogodzę. A nie mogłam się z nim pogodzić bez pomocy Lokiego, bez pomocy kogoś. Taka była smutna prawda.
Zamknęłam okno. Las mnie jednak trochę przerażał. Bałam się spędzić w nim noc. Wydawał się wtedy groźny, dziki i pełen niebezpieczeństw. Miałam wrażenie, że zaraz coś z niego wylezie i wejdzie przez otwarte okno do pokoju, nie przeszkodzą mu w tym nawet mocne, żelazne kraty. Ciemność była przytłaczająca, zwłaszcza, gdy nie wiadomo było, co się w niej kryje, wydawała się tak nieskończona i głęboka. Tak, byłam tchórzem. Nie było mnie nawet stać na ucieczkę.
Odwróciłam więc wzrok od ciemności na zewnątrz. Chwyciłam szary koc i stanęłam przed tym jedynym, nieszczęsnym łóżkiem. Mój wzrok biegał od niego do drzwi, czekałam z niepokojem aż te nagle się otworzą. W końcu musiała nadejść ta chwila, gdy asgardczyk wróci. Ale jeszcze nie teraz, proszę, jeszcze chwilę, chciałam mieć czas tylko dla siebie. Mogłam od razu pójść spać, wtedy nawet bym nie poczuła, nie zauważyłabym, że był tu ten socjopata, że spał obok mnie całą noc.
Nie, wiedziałam, że nie będzie mi łatwo zasnąć. O ile w ogóle miałam zasnąć. To będzie bardzo, bardzo trudne.
Położyłam się na łóżku obciągniętym burym prześcieradłem, z jedną, zgniłozieloną poduszką. Okryłam się szczelnie kocem, a właściwie zawinęłam się w ludzkie burrito.
Wtedy to właśnie usłyszałam dźwięk otwierających się, metalowych drzwi i moje serce natychmiast rozpoczęło szaleńczy galop, a w płucach zabrakło mi powietrza. Loki wszedł do pokoju a ja natychmiast poczułam silną woń mydła, jakby zużył na siebie całą kostkę. Bóg miał jeszcze lekko wilgotne włosy, a na sobie, taką samą jak ja, szarą koszulkę i spodnie dostane w przydziale. Oczywiście jak zwykle wyglądał idealnie, w przeciwieństwie do mnie – szara koszulka smętnie ze mnie zwisała, a na Lokim leżała tak, jakby była szyta właśnie na niego.
— Co ty robisz? – zapytał chłodno, obserwując, jak ubijam sobie koc pod nogami i tyłkiem, tworząc szczelną ochronę.
— Co? – odburknęłam, nie przerywając swojej czynności.
— Zajęłaś łóżko.
Spojrzałam na niego, unosząc jedną brew do góry.
— Oczywiście, nie zamierzam spać na podłodze – powiedziałam, układając sobie poduszkę pod głową.
— Ja też nie. – Loki zmierzył mnie morderczym spojrzeniem.
Wzruszyłam ramionami, zaplatając sobie dłonie na brzuchu i wlepiając wzrok w sufit.
— Zgaś światło. – Starałam się nie zwracać uwagi na boga, choć nadal byłam cała w nerwach.
O dziwo, wielmożny książę posłuchał i zgasił smętnie zwisającą z sufitu żarówkę. Podszedł do wnęki, w której stało łóżko i w ciemności widziałam, jak lustruje mnie z góry swoimi zielonymi oczami.
— Posuń się – powiedział cicho, a mnie włosy stanęły dęba.
— Sam się posuń – mruknęłam, choć wiedziałam, że igram z ogniem. Loki nadal stał nade mną niewzruszony. Przez ciemność nie widziałam wyrazu jego twarzy, jedynie jego głębokie, zielone oczy.
— Mam zamiar dzisiaj spać na tym łóżku, więc mówię ci, posuń się.
Sapnęłam z wściekłości i odwróciłam się do niego plecami, niemal przytulając się do ściany. Chciałam zachować jak największy dystans, mimo tak małej przestrzeni. Jeszcze dla pewności poprawiłam koc, ciaśniej ubijając go pod własnym ciałem.
Materac lekko się ugiął, wydając z siebie ciche skrzypienie. Czemu, czemu, czemu ja tu byłam? No nie miałam szans zasnąć, nie było mowy. Prędzej wyląduję na podłodze. Ale wtedy uznałabym wyższość Lokiego. Nie zamierzam spać pod jego nogami jak pies. Musiałam, musiałam wytrzymać. Co prawda było to trochę trudne przy wstrzymywanym oddechu i leżeniu bez ruchu.  Obawiałam się ruszyć, poprawić się. Jak się ułożyłam, tak leżałam.
— A ja uratowałem ci życie. – Drgnęłam, gdy nagle Loki odezwał się wzdychając. Poczułam, jak próbuje ułożyć się na wąskim łóżku, nie omieszkując trącić mnie łokciem w plecy. Pociągnął za poduszkę, ale nie dałam jej sobie wyrwać, więc dał za wygraną.
— Tak? To musisz się teraz liczyć z konsekwencjami – burknęłam, poprawiając sobie jaśka pod głową.
— Taak…  – Znów westchnął cierpiętniczo. – Chyba już zaczynam żałować.
Przetrawiałam przez chwilę jego słowa, które trafiły we mnie bez ostrzeżenia, jak wystrzelone znienacka pociski. Ja też już kiedyś tak do niego powiedziałam. Ale on nigdy nie brał moich słów na poważnie. A mnie jego słowa zabolały, wypalając we mnie dziury. Nabrałam gwałtownie powietrza, zakryłam usta dłonią, aby nie wydały żadnego zbędnego dźwięku, który zdradzałby, jak jego słowa na mnie podziałały.
— No. To jesteśmy kwita. Wynik zero do zera – wychrypiałam i zacisnęłam z całej siły zęby. Bardzo dawno nie płakałam. Nawet nie pamiętam, kiedy to było. No dobrze, przyznam się – po rozstaniu z byłym. Ale nigdy nie byłam typem wrażliwca. Nie płakałam na filmach, czytając książki, rzadko się wzruszałam do łez. Płakać zdarzało mi się rzadko, nawet jeśli ktoś mnie ranił. Dusiłam to zazwyczaj w sobie, przeżywając wszystko bezgłośnie, nocami roztrząsając różne sytuacje.
Teraz łzy płynęły nieprzerwanie po moich policzkach, cicho. Z mojego gardła nie wydobywało się łkanie, zaciskałam dłonie w pięści, ale nie mogłam, nie miałam zamiaru pokazać swojej słabości, chciałam to ukryć przed Lokim, nie chciałam dać mu satysfakcji. To było coś, co chciałam zachować tylko dla siebie. Było to trudne, tak cholernie trudne będąc tak blisko niego. Z trudem opanowałam drżenie ramion, od czasu do czasu pociągnęłam cichutko nosem, zatapiając twarz w poduszkę, która robiła się coraz bardziej mokra.
W końcu zmęczyłam się płaczem.
~~
Płakała. Chciała to ukryć, ale trudno jest nie zauważyć, jak ktoś płacze, gdy dzieli cię od tej osoby kilka centymetrów.
Czyżby moje słowa naprawdę aż tak ją zabolały? A jeśli rzeczywiście tak było, na pewno spodziewałem się po niej innej reakcji: że zacznie krzyczeć, rzuci się na mnie lub po prostu obrazi. Nigdy nie widziałem, żeby płakała. A może za mało z nią przebywałem, aby kiedykolwiek móc to zobaczyć.
Nawet przed jej zniknięciem. Nawet, gdy była zwykłym, denerwującym bachorem. Z jej oczu nigdy nie popłynęła ani jedna łza. Może potrafiła dobrze tuszować swój ból.
Nie miałem zamiaru jej zranić. Nie na tym mi zależało.
Musiałem przyznać sam przed sobą, że miałem z tego powodu lekkie wyrzuty sumienia.
Słyszałem jej urywany oddech, widziałem drżenie jej ramion i to, jak kryła twarz w poduszce. Skuliła się w sobie, nie chcąc z nikim dzielić swojego bólu.
Nie mogłem spać, a ona cały czas płakała. Wpatrywałem się w sufit, czekając, aż wreszcie przestanie. Cały czas prosiłem w myślach, żeby przestała, żeby już skończyła. Nie zamierzałem jej pocieszać, nie umiałem. Nigdy nie byłem w tym dobry. Zresztą i tak by mnie odrzuciła.
Nie wiem, ile czasu minęło, ale w końcu się uspokoiła i chyba zasnęła. Westchnąłem z ulgą, lecz to nie znaczyło, że natychmiast spokojnie zasnąłem. Niestety nie było mi to dane. Niewygodny materac i sprężyny wbijające się w plecy na pewno mi w tym nie pomagały. Nawet nie udało mi się wyszarpać skrawka poduszki od Meg.
Włożyłem sobie rękę pod głowę, mając nadzieję, że sen wreszcie przybędzie.
Nie mogłem jednak się opędzić od myśli, które zaprzątały moją głowę. Po co tutaj przybyłem? Po co tak się męczyłem? Sam się na to pisałem, na te wszystkie niewygody, które spotkały mnie na ziemi. Przecież tak łatwo mogłem po prostu odejść. Tak łatwo mogłem po prostu zabrać Megan ze sobą.
Dlaczego to robiłem?
Problem w tym, że sam nie wiedziałem. Dla niej? Nie, chyba nie. Poświęcać się dla kogoś takiego?
No to dlaczego?
Przecież to absurd. Gdyby nie ona, nigdy bym się tu nie znalazł. Gdyby nie ona i moc w niej drzemiąca, nigdy nie musiałbym być tutaj, wśród tego brudu, wśród tych słabych ludzi. Gardziłem tym wszystkim, a teraz byłem częścią tego świata. Byłem tu dla niej, czy tego chciałem czy nie.
Nie chciałem, aby mnie nienawidziła. Chciałem, żeby to była jej decyzja. Oczywiście pozornie. Zmuszaniem jej do czegokolwiek nic bym nie wskórał. Raz mi już udowodniła, do czego jest zdolna. Na samą myśl, że mogła być moja, że tak niewiele brakuje, abym mógł ją stąd zabrać i nią zawładnąć, przechodziły mi po plecach przyjemne dreszcze. Tak, jeszcze tylko trochę, jeszcze trochę trzeba wytrzymać w tym całym łajnie. A potem wszystko się ułoży tak, jak ja chcę.

— Loki!
Ocknąłem się, gdy usłyszałem swoje imię. Poderwałem się w górę, otworzyłem usta, by zapytać, co się dzieje. Meg nie musiała tak krzyczeć, miałem lekki sen.
Lecz gdy tylko spojrzałem w jej stronę, okazało się, że Megan leży i śpi jak gdyby nigdy nic. Czy to znaczyło, że to mi się tylko przyśniło?
Bardzo prawdopodobne. Co ona ze mną robi, że już mi się zaczęła śnić?
Położyłem się z powrotem, z zamiarem ponownego zapadnięcia w sen. Może jeszcze udałoby mi się zasnąć. Zaraz jednak Meg się poruszyła i kopnęła mnie w nogę. Syknąłem i już miałem na nią warknąć, gdy zauważyłem, że dalej spała. Bo chyba nie udawała? Miała niespokojny oddech, drżała. Znów usłyszałem, jak woła moje imię, z całej siły zaciskając dłonie w pięści. Nachyliłem się nad nią i położyłem dłoń na jej ramieniu. Obudzić ją? Może lepiej nie…
— Proszę…  Nie, nie… – mamrotała pod nosem. Nie wiem, co mnie do tego zmusiło, ale odgarnąłem jej włosy z twarzy.  Zaciskała powieki, usta jej drżały, a z kącika jej oka popłynęła łza. A tuż za nią następne.
Płakała przez sen. I wołała moje imię. Płakała przeze mnie? W jej śnie to ja sprawiałem jej ból, czy ktoś inny? Zanim pomyślałem, moja dłoń powędrowała w stronę jej twarzy i starłem łzy z jej policzka. Wtedy raptem się rozluźniła, a jej oddech stał się spokojniejszy.
Sam się przyłapałem na tym, że od jakiegoś czasu wpatrywałem się w jej twarz w napięciu, czekając, aż znów zacznie mnie wołać. Lecz nic takiego już nie nastąpiło.
Znów się położyłem, tym razem bokiem. Chciałem mieć ją na oku, nie wiem, dlaczego. Patrzyłem jak spokojnie oddycha i sam się uspokajałem. Zamknąłem oczy.

Znów się budziłem, czując szarpnięcie i ból w nodze. Gdy otworzyłem oczy, okazało się, że jest już jasno. Zamrugałem kilka razy, aby przyzwyczaić się do światła i spojrzałem na Meg. Jeszcze spała, ale teraz była zwrócona do mnie, nie do ściany. Jej koc był odrzucony, mimo, że wieczorem tak skrupulatnie się nim owinęła. Trzymała się kurczowo mojej koszulki, twarz wtulając w moją klatkę piersiową. Mocno zaciskała powieki, a z jej gardła dochodziło coś na podobieństwo urywanego łkania.
Już miałem chwycić ją za dłonie, aby się ode mnie odkleiła, ale wtedy poczułem, że coś jest nie tak. Wyczułem coś… Coś, czego na pewno nie powinno tu być. Oderwałem wzrok od twarzy Meg i rozejrzałem się.
Ściany, podłoga, sufit, nawet okno, były pokryte warstwą lodu. Z sufitu zwisały groźnie wyglądające sople. Sprawiały wrażenie, jakby miały zaraz spaść na nas. Ich ostre końce błyskały złowrogo w rozproszonym świetle.
Przełknąłem ślinę, lekko zdenerwowany. To nie była moja magia. Nigdy nie używałem mocy Jotunów. Nie byłem tak rozwinięty pod tym względem. Byłem doskonałym magiem, ale nigdy nie próbowałem, nawet nie miałem zamiaru korzystać z moich pierwotnych zdolności. Jak najbardziej chciałem się od nich odciąć. Trudno było mi w to uwierzyć, ale nie wiedziałem, co mam robić. Miałem trwać tak i czekać, aż Meg sama się obudzi? Może ja powinienem przerwać jej sen? Czy przy gwałtownym ocknięciu wszystko się rozpadnie, spadając na nas? A ja już raz doświadczyłem na własnej skórze skutków, jakie może wyrządzić moc tej na pozór słabej kobiety.
Spojrzałem na nią, mając nadzieję, że zaraz może się budzi. Nic takiego jednak nie nastąpiło. Znów miała włosy na twarzy, więc odgarnąłem je. Dotknąłem jej policzka.
— Meg – szepnąłem. Nie chciałem, aby zbyt szybko się obudziła. Wiedziałem, że gdy to moją twarz zobaczy zaraz po otworzeniu oczu, nie będzie zachwycona. Mówiąc delikatnie. Ale nie miałem wyjścia.
Megan dalej spała. Widocznie była bardzo zmęczona, musiała nie spać przez długi czas i dlatego teraz miałem problemy z jej obudzeniem.
Sytuacja zaczęła mnie irytować, a ja stawałem się coraz bardziej zniecierpliwiony. Nie miałem zamiaru dalej tu leżeć, mając nad głową nie zbyt bezpieczne twory nieobliczalnej Jotunki.
Ale tak kurczowo trzymała się mojej koszulki, tak na mnie napierała, że nie mogłem się nawet ruszyć.
Zwilżyłem wargi i wstrzymując oddech, chwyciłem ją lekko za ramię.
~~~
— Megan. – Cichy szept wdarł się do moich uszu niczym krzyk, a zaraz potem poczułam lekkie szarpnięcie. Otworzyłam oczy, lecz coś przysłaniało mi widok.
— Spokojnie, tylko spokojnie, już dobrze. – Znów ten szept. Podniosłam wzrok i zobaczyłam jak Loki wpatruje się we mnie z napięciem. Podniosłam skonsternowana brwi. O co mu chodziło?
— Wreszcie się obudziłaś. – Napięcie od niego wyczuwalne nagle ustąpiło, a on westchnął z ulgą.
Teraz dopiero zobaczyłam, jak mocno trzymam się jego koszulki, jak blisko niego byłam. Jego dłoń spoczywała na moim ramieniu, lekko je ściskając.
— O co chodzi? – zapytałam podejrzliwie, puszczając go.
Zobaczyłam, jak Loki zaciska szczęki, a jego krtań porusza się w nerwowym przełknięciu śliny. Spojrzał w górę i zabierając dłoń z mojego ramienia wskazał na sufit.
Również zwróciłam wzrok w tamtą stronę i zamarłam.
— O ja…– Zasłoniłam usta dłonią, tłumiąc przekleństwo i patrząc, co też narobiłam.
Na ścianach, suficie, była gołoledź. Gołoledź! W środku lata, w środku budynku, gdy nawet w normalnych warunkach coś takiego rzadko się pojawia. No nieźle, nawet nie wiedziałam, że tak potrafię.
W słabym blasku słońca, wpadającego przez okno, złowrogo błyszczały sople, wycelowane prosto w nas.
— Loki… – szepnęłam.
— Spokojnie – przerwał mi. Oboje nie odrywaliśmy wzroku od widoku nad nami. – Zrobimy to razem. – Gdy to mówił, z jego ust wydobywały się obłoczki pary. Pokiwałam tylko głową, niebędąca zdolna do powiedzenia czegokolwiek.
Oboje nie wiedzieliśmy, na co tak naprawdę mnie stać. Zwłaszcza, jeśli chodzi o moje ostatnie problemy, nie byłam już niczego pewna. Dlatego właśnie tak sparaliżował nas ten widok.  Wzięłam głęboki wdech, który zaraz uwiązł mi w gardle, gdy poczułam muśnięcie palców Lokiego na mojej ręce. Przesunął nimi wzdłuż mojego przedramienia, dotarł do nadgarstka i chwycił moją dłoń. Splótł nasze palce ze sobą i lekko ścisnął, co w jego mniemaniu miało być pewnie krzepiące. A ja tylko bardziej się zdenerwowałam, a bicie mojego serca przyspieszyło. Bóg jakby to wyczuł.
— Spokojnie, uspokój się – powiedział, trącając mnie łokciem. Pokiwałam głową i próbowałam się rozluźnić, choć nie do końca mi to wychodziło.
— Dobrze. – Usłyszałam cichy, spokojny głos Lokiego. Jak on w takiej chwili mógł zachować spokój? – Połóż swoją dłoń na ścianie. – Podniosłam swoją wolną dłoń i dotknęłam ściany obok, po lewej stronie.
Do ostatniej chwili miałam nadzieję, że jednak cały ten bałagan zaraz zniknie, ale gdy tylko moja skóra zetknęła się z zimną, śliską powierzchnią, porzuciłam złudzenia.
— Tak, właśnie tak, całą dłonią. – Loki nadal mówił spokojnie, jak do dziecka, dopingując mnie w moich działaniach.
— Co teraz? – wyszeptałam. Poczułam, jak bóg przesuwa kciukiem po mojej dłoni. Teraz tylko utrudnił mi skupienie się na czymkolwiek.
— Teraz spokojnie. Powoli, bądź cierpliwa i nie panikuj.  Pamiętasz, jak ćwiczyliśmy nad jeziorem?
Zamknęłam oczy i przypomniałam sobie całą scenę. Wydawało się, że to było tak dawno. Tyle się wydarzyło przez ten czas. A teraz musiałam jakby cofnąć się w rozwoju.
— Pamiętasz? – Loki znów zapytał. – Najpierw całe jezioro zamarzło… – Nie otwierając oczu, słuchałam jego kojących słów. Jego głos był jak muzyka dla moich uszu, mogłam go słuchać w nieskończoność.
— Co było potem? – ponaglił mnie, a ja sobie wszystko dokładnie przypomniałam: wiał lekki wiatr, świeciło słońce. Czułam, jak mam nad wszystkim kontrolę. Jak cofnęłam to za jednym zamachem i jak woda znów falowała.
Otworzyłam gwałtownie oczy, gdy Loki nagle mnie puścił. Zamrugałam kilka razy i rozejrzałam się wokół. Naprawdę… wszystko zniknęło?
Moja dłoń spoczywająca na ścianie wydawała się lekko niebieska, choć zniknęło to tak szybko, że zaczęłam wątpić, czy na pewno to widziałam. Pokój znów wyglądał normalnie. Czułam wyraźnie, jak całe zimno wróciło do mnie, wpływa we mnie.
Spojrzałam na Lokiego, który siedział na krawędzi łóżka, podpierając głowę dłońmi.
— Ty naprawdę masz problem… – odezwał się, będąc zwróconym do mnie plecami. Ja natomiast wpatrywałam się w swoje zaciśnięte dłonie.
— Ale… jak to? Nigdy nic takiego mi się nie przydarzyło. Nie przez sen! – Czekałam, aż bóg coś powie, ale nadal był ode mnie odwrócony. Przysunęłam się do niego.
— L…
— Pamiętasz, co ci się śniło? – zapytał, mając wzrok utkwiony w przeciwległej ścianie.
— Co? – Przechyliłam głowę, patrząc na niego uważnie. Zachowywał się dziwnie. Rozumiem, że mógł być lekko rozdrażniony tym, że straciłam kontrolę, nawet nie będąc tego świadoma, ale to był raczej mój problem. – Nic mi się nie śniło.
— Nie pamiętasz – stwierdził. Chciałam powiedzieć, że zazwyczaj pamiętam swoje sny i skąd niby miał wiedzieć, że śniłam?
Ale Loki nagle się odwrócił i przyszył mnie swoim przenikliwym wzrokiem. Patrzył mi w oczy, szukając w nich odpowiedzi na jakieś jego niewypowiedziane pytanie.
— Śniłaś. Płakałaś i krzyczałaś przez sen. – Z każdym jego słowem moje oczy rozszerzały się coraz bardziej. Płakałam przez sen? Może tak naprawdę słyszał mój płacz… Właśnie. Dopiero teraz sobie przypomniałam o mojej wczorajszej histerii, spowodowanej zachowaniem Lokiego. Było mi wstyd z powodu mojej reakcji, ale nie omieszkam mu nawtykać przy najbliższej okazji.
— Nic nie pamiętam. – Potrząsnęłam głową.
Może to prawda? W końcu gdy się obudziłam, byłam tak kurczowo uczepiona boga. Rozejrzałam się wokół – koc był skopany i wciśnięty w kąt łóżka, musiałam się też nieźle rzucać, skoro ściągnęłam część prześcieradła.
Podciągnęłam kolana pod brodę i objęłam nogi rękoma, siedząc w środku tego pobojowiska i myśląc, że Loki musiał mieć ze mną w nocy całkiem wesoło. Szkoda, że ja tak wesoło nie miałam.
— Naprawdę płakałam przez sen? – zapytałam po chwili ciszy, jaka nastała w pokoju. – Nigdy mi się to nie zdarzyło…
— Płakałaś. – Loki skinął głową. – I krzyczałaś… – przerwał nagle i odwrócił wzrok.
— Co? Co krzyczałam? – Przysunęłam się, chcąc wydusić z niego odpowiedź, ale on zacisnął usta w wąską kreskę i potrząsnął głową.
— Mamrotałaś tylko jakieś niewyraźne słowa. To wszystko – odparł chłodno i teraz normalny Loki powrócił w całej swojej osobie. Jednak temu doskonałemu kłamcy nie udało się ukryć przede mną wszystkiego. Wiedziałam, że coś kręci. Na pewno wiedział, co takiego mówiłam przez sen. Na samą myśl, co mogłam wygadywać, zrobiło mi się dziwnie gorąco. Miałam nadzieję, że tej nocy nie śnił mi się właśnie on.

Dzień był pochmurny i wietrzny. Pogoda idealnie odzwierciedlała nastroje w koszarach. Ludzie snuli się zagubieni i przytłoczeni sytuacją i wydarzeniami w ich kraju. Współczułam im, ale to im raczej pomóc nie mogło.
Mimo lata, wszyscy dzisiaj ubrali się w ciepłe bluzy dostane w przydziale. Aby nie wyróżniać się w tłumie, ja i Loki również tak postąpiliśmy.
Masa ludzi ciągnęła na śniadanie do jednego z budynków, ale ja nie miałam ochoty jeść. Ściskając w dłoniach kurtkę Jurija szukałam jego oraz Wołodii. Miałam nadzieję, że już wrócili po nocnej akcji, ale nigdzie ich nie widziałam. Wszyscy ludzie wyglądali dla mnie tak samo- żołnierze w mundurach i ludzie w przydziałowych ubraniach. Siedzieli, stali, rozmawiali. A gdzie moi dwaj koledzy? Do głowy przyszła mi myśl, że może coś im się stało. Ale co mogło im się stać? To niedorzeczne, oni mieli tylko zostać i sprawdzić okolice oraz budynek razem z innymi wojskowymi. Jeśli ktoś tam został, należało to sprawdzić, to był ich obowiązek, a ja musiałam czekać. Nic innego mi nie zostawało.
Wszystko było w porządku. Po prostu mi ich brakowało. Chciałam ich już zobaczyć i im podziękować. Nadal mi było przykro, że tak potraktowałam Rudego, gdy zaoferował mi pomoc, więc chciałam jak najszybciej go przeprosić. Wszystko przez Lokiego. Gdyby tak się nie zachowywał…
Poczułam czyjąś rękę łapiącą mnie za łokieć. Zatrzymałam się gwałtownie i odwróciłam.
— Chodź. Musimy pogadać. – Loki powiedział to jak zwykle głosem nieznoszącym sprzeciwu. Zapomniałam o jego obecności. Od rana chodził za mną jak cień, nie odzywając się ani słowem. Myślałam, że będzie mnie unikał. A może czekał na dogodną okazję, żeby właśnie ze mną porozmawiać.
— Co? Nigdzie z tobą nie idę, muszę szukać… – zaprotestowałam odruchowo, lecz Loki mi przerwał.
— Chodź – warknął i pociągnął mnie w bliżej nieokreślonym kierunku. O coś chodziło, coś się zmieniło. Nie wiedziałam co, ale czułam niepokój.
Znaleźliśmy się w dalszej części terenu koszar, za budynkami mieszkalnymi. Gdy stanęliśmy, natychmiast wyrwałam się asgardczykowi i spojrzałam na niego ze złością.
— O co ci, do cholery, chodzi? – zapytałam, wymachując groźnie kurtką Jurija. – Oszalałeś?
—Już dawno – odparł z zaskakującym spokojem wzruszając ramionami. Trochę zbił mnie z tropu, lecz nadal patrzyłam na niego spode łba, mając ręce skrzyżowane na piersi.
— Mów szybko, o co chodzi.
— Ruszamy do Asgardu – zaczął. – Dzisiaj. Nadszedł już czas, żeby…
Kichnęłam siarczyście. Loki zamrugał kilka razy, spojrzał na mnie podejrzliwie i kontynuował:
— Nadszedł czas, bo…
Kolejne kichnięcie z mojej strony. Loki zmarszczył czoło.
— Mam dosyć…
Moje kichnięcie znów przerwało jego wywód. Bóg wsunął ręce do kieszeni i poczekał chwilę w ciszy, lustrując mnie wzrokiem.
— Skończyłaś? – zapytał.
— Wybacz, mam uczulenie na pie…
— Czyli skończyłaś – powiedział chłodno, nie dając mi dojść do głosu. – Ruszamy do Asgardu. Natychmiast. Nie mam zamiaru zostać w tym miejscu dłużej, niż to potrzebne. I nie próbuj protestować, robię ci łaskę, mówiąc ci o tym i pozwalając pogodzić się z tą myślą.
Stałam tak z otwartymi ustami, nie wiedząc za bardzo, co powiedzieć, jak to skomentować. Zaraz jednak odzyskałam rezon.
— I jak ty to sobie wyobrażasz? Że po prostu zostawię to wszystko za sobą i udam się tam z tobą? Nie będąc niczego pewna?
— A co lepszego czeka cię tutaj? – zapytał. – Tam przynajmniej będę mógł ci jakoś pomóc. Do tego może znajdę sposób, żeby przywrócić ci pamięć.
Chciałam znów zaprotestować, ale jego słowa mnie powstrzymały.
— Naprawdę… Naprawdę potrafiłbyś to zrobić? Moja pamięć wróci? – zapytałam z nadzieją.
— Tego nie wiem. – Wzruszył ramionami. – Dowiemy się tego, jeśli ze mną pójdziesz.
— No tak… – Prychnęłam. – Może tak, może nie, może, może, może…
— Będziesz mogła wrócić.
Słowa te zawisły między nami. Poczułam ukłucie w sercu. Czy to prawda? Czy kolejne kłamstwo? Czy to możliwe, żeby po tym wszystkim on po prostu pozwolił mi wrócić?
— Po wszystkim… Po wszystkim pozwolisz mi wrócić? – Starałam się, aby mój głos nie był zanadto przepełniony nadzieją.
— Jeśli tego chcesz… – Unikał mojego wzroku. Jego reakcja lekko mnie zdenerwowała.
— Daj słowo.
— Słucham? – Podniósł jedną brew do góry.
— Albo nie. – Zmieniłam zdanie. – Twoje słowo jest nic a nic nie warte. Przysięganie na swoje życie w twoim przypadku też raczej jest bezsensowne. – Przez krótką chwilę się namyślałam i zaraz do głowy przyszła mi okrutna myśl, o którą nawet siebie nie podejrzewałam. Nie wiedziałam, czy w ostateczności byłabym zdolna do takiego czynu, ale musiałam zaryzykować.– Przysięgnij na życie swojej matki.
— Nie mam matki – odparł natychmiast.
— Na życie Friggi – powiedziałam twardo.
Lepiej, żeby nie wiedział, że jeśli przyjdzie, co do czego, to nie będę zdolna odebrać życie tej kobiecie.
Loki przyjrzał mi się uważnie kolejny raz z lekko zmrużonymi oczami. Zaraz na jego twarzy pojawił się prześmiewczy uśmieszek. Znów zbił mnie z tropu.
— Nie wiedziałem, że możesz być zdolna do takich rzeczy. – Zachichotał. – Dobrze, zgadzam się.
_______________________________________________________________________
Witam was po dość długiej, bo miesięcznej, przerwie. Przepraszam, że tak długo mnie nie było, ale ostatnio w moim życiu bardzo dużo się dzieje... Wiele się zmieniło. Nie miałam czasu na pisanie, a kiedy w końcu siadałam do komputera, żeby zredagować swój pierwotny materiał, od razu mi się odechciewało. Miałam problem z napisaniem choćby linijki. Ta niemoc nadal mnie trzyma. Mam jednak nadzieję, że to minie, zwłaszcza, że teraz zaczęły mi się ferie. Prawopodobnie nie będę miała za wiele czasu, ale zrobię co w mojej mocy.
Cały czas śledzę wszystkie blogi, mam trochę zaległości, ale mam nadzieję, że szybko je nadrobię.
Za ten rozdział przepraszam. jest okropny, nie jestem w ogóle do niego przekonana, mało w nim treści, akcji i nadal nie mogę ruszyć do przodu... Kolejny być może będzie leszy. 
Pozdrawiam was i jeszcze raz przepraszam. Jak zwykle czekam na wasze komentarze. Do napisania!
PS. Dziękuję za tak ogromną liczbę wyświetleń, wydaje mi się, że dopiero na blogu widniało ich 3000, teraz jest ich ponad 6000. Jesteście wspaniali! I witam nowego czytelnika! :)