1. Special nie jest ani prologiem, ani epilogiem, ani zwiastunem, ani częścią opowiadania jakie piszę. Nie ma z nim nic, ale to absolutnie nic wspólnego, po za postaciami. Wydarzenia w nim opisane nigdy się nie zdarzą i nie zdarzyły.
3. Special ten nie wpływa na opowiadanie- jego bohaterowie nienawidzą się, nienawidzili i będą nienawidzić. Nie zmieni to nic w ich relacjach.
3. Niniejszy special jest tylko wytworem chorej wyobraźni autorki i miał na celu zaspokojeniu jej chorych fantazji,
4. Speciala nie należy traktować serio, lecz wyłącznie humorystycznie.
5. Special ma w sobie dużo przesadzonego romantyzmu, jest zbyt wyidealizowany. jeśli nie lubisz takich rzeczy, lepiej zignoruj go.
No to chyba na tyle. Napisałam go w celu zaspokojenia romantycznej natury moich czytelników xD Jeśli wam brakowało romantycznych uniesień - mam nadzieję, że będziecie zadowoleni.
W pierwszej kolejności chciałam podziękować Viv, która natchnęła mnie swoim Halloweenowym specialem do napisania tego. Dziękuję! Inspirujesz mnie i gdyby nie Ty, nie wiem, czy ten twór w ogóle by powstał.
Special ten natomiast dedykuję Achezie, która jest fanką ,,mojego" Lokiego(mam nadzieję, że go za bardzo nie zniszczyłam) i bardzo chciałam zaspokoić jej romantyczną naturę. Dziękuję Ci za ogromne wsparcie i to, że zawsze ze mną jesteś.
Special jest dla was, kochani! Chciałam wam podziękować za wszystkie komentarze, odwiedziny, za wsparcie, uwagi i pochwały. Mam nadzieję, że dzięki niemu trochę szybciej wejdziecie w świąteczną atmosferę( bo u mnie z nią jest raczej słabo).
Zapraszam do lektury :)
Zawiesiłam kolejną, błyszczącą
bombkę na cienkiej gałązce świeżego, pachnącego lasem świerku, ignorując przy
tym gniewne pomruki, dochodzące co jakiś czas z kuchni. Lampki już świeciły,
oplatając drzewko i rzucając kolorowe refleksy na ścianę i podłogę, a w oknie
odbijał się ich ciepły blask. Jednak ten pozornie spokojny wieczór po raz
kolejny przerwał trzask i głuche uderzenie rzuconego przedmiotu.
Loki pieklił się od kilku dni, a
prawdziwa kulminacja nastąpiła rano. Z wielką łaską pojechał ze mną po
świąteczne drzewko, a największy problem miał, gdy musiał przytachać je na górę
do naszego mieszkania. Klął na wszystko- na ciężar drzewa, na kłujące igły i na
to, że musi obchodzić jakieś głupie, ziemskie święto, które było według niego
jedną wielką fikcją.
Westchnęłam i zostawiłam pudło z
ozdobami, w których właśnie buszowałam.
— No co się znowu stało? – Weszłam
na podest oddzielający kuchnię od salonu i podeszłam do Lokiego, który szalał
przy kuchennym blacie.
— Po co, powiedz mi, po co? –
Mieszał z furią ciemne ciasto w dużej misie. Obszar wokół niego wyglądał jak po
przejściu tornada – rozsypana mąka, tysiące brudnych szklanek, porozrzucane łyżki
i słoiki, nie mówiąc już o potłuczonym szkle na podłodze i poplamionych
szafkach.
— Już ci tłumaczyłam –
powiedziałam, starając się zachować cierpliwość. Usiadłam na kuchennym blacie,
jednak z dala od tego pobojowiska i zaczęłam beztrosko majtać nogami w
powietrzu.
— Nie rozumiem, dlaczego ja mam w
tym uczestniczyć – wycedził. – To jest święto jakiegoś wyimaginowanego boga.
Oboje wiemy, że prawda jest inna. Po co mamy udawać, nie możemy po prostu tego
ignorować?
— Posłuchaj – westchnęłam – Jutro jest Boże
Narodzenie. Martha nas zaprosiła. Mam zamiar obchodzić te święta, a ty masz
robić to, co do ciebie należy. Nie możesz pogodzić się z tym, że większość
ludzi w Midgardzie obchodzi Boże narodzenie? Ja się już przyzwyczaiłam i nie
chcę z niego rezygnować chociażby dla moich przyjaciół, którzy byli tak mili i
nas zaprosili do siebie. A teraz zrób coś dla mnie i się trochę pomęcz –
zakończyłam swój wywód. Loki tylko pokręcił głową i oparł się o blat,
przerywając dalsze masakrowanie biednego ciasta.
— Właśnie dlatego to robię –
powiedział, podchodząc do mnie. Złapał mnie pod kolanami i przyciągnął mnie do
krawędzi blatu tak, abym znalazła się bliżej niego. Przewróciłam oczami, ale
położyłam mu dłonie na ramionach i zaczęłam bawić się kołnierzykiem jego
błękitnej koszuli.
— Na razie to robisz wszystko,
żeby nic nie robić – zauważyłam, rzucając spojrzenie pełne wyrzutu w stronę
brunatnej masy.
— Wcale nie – zaprzeczył niczym
małe dziecko. – Ale po prostu tego wszystkiego nie rozumiem. Trudno jest mi się
przestawić. A najbardziej… – westchnął, opierając się czołem o moje czoło. –
Najbardziej denerwują mnie te przebrzydłe ciastka. Muszę się z nimi męczyć
dzisiaj?
Zaśmiałam się, gładząc skórę jego
karku i muskając mimochodem jego włosy.
— To są pierniki – zaznaczyłam. –
Muszą poleżeć przez noc, żeby były lepsze.
— Zwał jak zwał. – Loki odparł
lekko rozdrażniony. – Wolałbym… W tym czasie… Zająć się czymś innym… – Zaczął
wodzić czubkiem nosa od mojej szczęki, wzdłuż mojej szyi. Jego oddech
przyjemnie mnie łaskotał. Zadrżałam, gdy jego usta znalazły się tuż przy moim
obojczyku. – Na przykład… – Pocałował mnie w okolicy mostka.
— Wiem, ale… – Jego dłonie na
moich udach bardzo mnie rozpraszały i z trudem skupiałam się na tym, żeby
zachować powagę. – Jutro idziemy do Marthy. – Nie omieszkałam mu o tym przypomnieć. – Masz
szansę popisać się swoimi niewątpliwymi zdolnościami manualnymi. A ja chciałabym się popisać mężczyzną, który
umie coś więcej poza marudzeniem.
Odsunęłam się od boga i zeskoczyłam z blatu na
podłogę. Loki jednak nie dawał łatwo za wygraną. Złapał mnie w talii i zaczął
sunąć powoli po moim biodrze. Pokręciłam tylko głową, uśmiechając się.
— Muszę? – Przewrócił oczami,
robiąc minę cierpiętnika.
— Musisz. – Skinęłam głową i
wyplątałam się z jego uścisku. Z jego ust wyrwał się jęk zawodu.
Mógł się trochę pomęczyć, nic mu
się od tego nie stanie. Chyba, że aż tak bardzo był wrażliwy na pracę.
Z poczuciem wygranej, wróciłam do
strojenia choinki, bóg natomiast z wielkim żalem powrócił do wyrabiania ciasta.
W końcu, pierwszy raz tego dnia,
ciastka szczęśliwie powędrowały do pieca, a Loki skończył marudzić. Głównym
powodem jego niezadowolenia było tak naprawdę to, że musiał wykonywać
czynności, które mu ,,nie przystoją”. Zwłaszcza, że nie był w tym najlepszy. Jako
książę, był przyzwyczajony do służby i miał problem z przystosowaniem się do
życia, jakie mu narzuciłam. Nie dość, że nienawidził sprzątać, to i gotowanie
wychodziło mu koszmarnie, choć czasem miał chwile, gdy coś mu wychodziło. Dlatego
stwierdziłam, że robienie pierników na podstawie przepisów nie powinno sprawić
mu problemów. Skoro z taką łatwością uczył się zaklęć to i jakiegoś marnego
przepisu się nauczy. Jakże się myliłam!
Nie mogłam już zliczyć ile razy
musiał robić ciasto od nowa. Za każdym razem coś było nie tak: a to masa się
rozpadała, a to za bardzo lepiła. Albo była za rzadka, albo za gęsta. W końcu
dopiero wieczorem mu się to udało. Ale kuchnia nie wyszła zbyt dobrze na
kulinarnych pojedynkach Lokiego. Podczas gdy ja już dawno zdążyłam ubrać
choinkę i wziąć się za pakowanie prezentów, bóg jeszcze męczył się ze
sprzątaniem. A nie zamierzałam mu odpuścić. Oczywiście, że pomagał sobie magią,
gdy tego nie widziałam, mimo mojego kategorycznego zakazu. Chciałam, żeby
pomęczył się tak samo jak ja, gdy musiałam szorować podłogi.
Siedziałam na kanapie i owijałam
kolorową wstążką paczki opakowane w piękny, świąteczny papier. Loki właśnie
zakończył sprzątanie i usiadł ciężko obok mnie z westchnieniem ulgi.
— Co, tak się zmęczyłeś? – zakpiłam,
nie przerywając swojej czynności. Rzuciłam mu tylko przelotne spojrzenie, aby
zobaczyć jak rozparł się na kanapie z ramionami wyciągniętymi na boki i głową
opartą na oparciu. – Już nie udawaj, wiem, że używałeś swoich magicznych
sztuczek.
— Używanie magii również jest męczące.
Po za tym robiłem wszystko, aby twoja druga, pedantyczna natura była
zadowolona. Kuchnia lśni – odparował, zadowolony z siebie. Oczywiście, że nie
byłam pedantyczna, Loki celowo przesadzał. Też nie lubiłam sprzątać, ale na święta
wszystko miało być idealnie czyste. Tradycja to tradycja, nadal czułam się co
do niej zobowiązana, ale bóg oczywiście nie podzielał mojego zdania. W sumie
nie powinnam mu się dziwić. Ale korona mu z głowy nie spadnie, jeśli czasem
posprząta w mieszkaniu.
— No i tak ma być – podsumowałam.
Zawiązałam wstążkę na kolejnym prezencie.
— A co ty robisz? – Loki nagle
zainteresował się tym, nad czym w skupieniu się pochylałam.
— Nie widać? – Wskazałam dłonią na
pakunki. – Pakuję prezenty. Dam je jutro Marthcie i Simonowi, mam też kilka
drobiazgów dla bliższych znajomych. Tak się robi w święta. – Uśmiechnęłam się
sama do siebie. Między innymi dlatego nie chciałam rezygnować ze świąt.
Uwielbiałam kupować prezenty dla swoich przyjaciół. To był bardzo miły zwyczaj
i co roku każdy z nas ruszał na prawdziwe polowanie na prezenty. Oczywiście
wszyscy starali się dochować tajemnicy, aby niespodzianka była jak największa.
— A po co to? – Loki nie wydawał
się przekonany. Oczywiście, wszystko co wiązało się ze świętami go nie
przekonywało, raczej odrzucało.
— Loki… – jęknęłam. – To taka
tradycja. Dajemy innym prezenty, żeby sprawić im przyjemność i pokazać, że są
dla nas ważni. – Odłożyłam paczki na stolik i opadłam na oparcie kanapy obok
Lokiego.
— To co, dla mnie też coś masz? –
Podniósł jedną brew do góry, a w kącikach jego ust błądził kpiący uśmieszek.
— Nie wiem czy zasłużyłeś. –
Zajęłam się oglądaniem swoich paznokci. – A ty chociaż o mnie pomyślałeś? – Gdy
o to zapytałam, mina mu trochę zrzedła, ale zaraz przybrał dumny wyraz twarzy.
— Jak już mówiłem, nie mam zamiaru
obchodzić tych świąt. Ale… – Przysunął się i objął mnie w talii. – Mam pomysł,
jak rozwiązać kwestię prezentów… – Odgarnął moje włosy do tyłu i zdjął koszulę
z mojego ramienia, po czym zaczął je delikatnie całować.
— Tylko… – Przełknęłam nerwowo
ślinę. – Prezenty rozpakowuje się rano… – wydusiłam z siebie te słowa z trudem,
czując, że topnieję pod wpływem jego głodnych pocałunków.
Usta Lokiego muskały moją skórę,
przesuwając się w górę mojej szyi. Czułam jego rosnące zniecierpliwienie. Przymknęłam
oczy, bezwiednie przechylając głowę, zachęcając go do dalszego działania.
Skorzystał z tego z ochotą i wplótł swoje szczupłe palce w moje włosy.
— Możemy trochę nagiąć tradycję –
wymamrotał tuż przy moim uchu.
— No nie wiem, nie wiem… – Nie
byłam do końca przekonana. – Loki, ja jeszcze muszę…
Nie zdążyłam dokończyć, bo Loki
zamknął mi usta gwałtownym pocałunkiem. Naparł na mnie i położył na kanapie,
wpijając się w moje wargi. Był taki natarczywy i niezaspokojony. Jego oddech
przyspieszył, tak samo jak i mój. Badałam palcami gładką skórę jego karku i
szyi, pociągałam za wystające kosmyki jego miękkich i czarnych jak węgiel
włosów. Syknął, gdy po wpływem niepohamowanego pragnienia pociągnęłam go trochę
za mocno. Nie chcąc mi być dłużnym, przygryzł płatek mojego ucha, a ja
poczułam, jak ten gest odzywa się ze zdwojoną siłą w całym moim ciele.
Loki w dalszym ciągu nie dawał mi
spokoju. Wsunął rękę pod moją koszulkę, badając skrupulatnie mój bok, nie
pomijając nawet milimetra. Jednocześnie słodko i bezlitośnie raczył mnie
pocałunkami, składanymi na mojej szyi.
— Loki, ja nie… – Nadal starałam
mu się opierać, choć było mi coraz trudniej. Moje ramiona coraz słabiej
odpychały ode mnie boga. Loki znów zapanował nad moim ciałem, mimo że na ten
wieczór miałam zupełnie inne plany. Zaraz jednak dostrzegłam szansę ucieczki.
— Śnieeg! – Odsunęłam od siebie zdezorientowanego
moim okrzykiem Lokiego. Zeszłam z kanapy ignorując go i pędząc do drzwi
balkonowych.
— Co… – Nie był zadowolony z
takiego obrotu sprawy, ale ja nie zwróciłam uwagi na jego rozdrażnienie. Jeszcze
zanim wyszłam na zewnątrz, pochwyciłam kilka słów, takich jak ,,dziecinna”,
,,niemożliwa” i ,,nieuleczalny przypadek”.
Nie zaprzeczałam, że lubiłam się
drażnić z Lokim. Zdecydowanie za często dostawał to, czego tylko pragnął.
Chciałam go od tego odzwyczaić. Czasem zaledwie jednym gestem potrafił sprawić,
abym uległa mu w jakiejkolwiek sprawie. Działał na mnie jak mocno odurzający
alkohol, zmuszając mnie czasem do robienia rzeczy, na które nie zawsze miałam
ochotę. Nie chciałam być tak podatna na jego urok. Dlatego czasem mu się tak ,,odwdzięczałam”,
nie bez satysfakcji oczywiście.
Teraz tylko uśmiechałam się pod
nosem w reakcji na jego niezadowolenie.
Stanęłam na balkonie, zachwycona
widokiem przede mną. Wiatr kręcił się i błądził, pociągając za sobą biały puch.
Wyciągnęłam przed siebie ręce, aby białe, miękkie płatki opadły na moją skórę
prosto z ciemnego, granatowego nieba. Przez chwilę zostawały na moich
ramionach, tak, że mogłam podziwiać ich misterne kształty, niczym utkane przez
wprawnego tkacza. Zaraz jednak albo topniały albo były zwiewane przez wiatr,
nieprzerywający swojego szaleńczego tańca. Wciągnęłam głęboko mroźne,
orzeźwiające powietrze w płuca. Oto nareszcie nadeszła zima. Już myślałam, że w
tym roku nie będziemy mieli białych świąt. Uwielbiałam świąteczną, zimową
scenerię i byłoby mi bardzo szkoda, gdyby śnieg jednak nie spadł.
Odwróciłam się, czując za swoimi
plecami obecność Lokiego. Jego minę zdecydowanie nie można było nazwać mianem
,,szczęśliwej”.
— No i z czego tu się cieszyć – mruknął. – Nic nadzwyczajnego. A było tak
miło… – Zrzędził dalej. Wyciągnął rękę z kieszeni, unosząc ją w górę, chcąc
pochwycić płatki śniegu, które wymykały mu się, muskając jego skórę. Prychnął
tylko i rzucił mi pełne wyrzutu spojrzenie.
— Daj spokój. – Podeszłam do niego
i objęłam go, opierając głowę o jego wyrzeźbione niczym w kamieniu ramię. –
Myślałam, że lubisz śnieg.
Odwzajemnił uścisk i oparł brodę
na czubku mojej głowy.
— W Asgardzie nigdy nie pada.
Śnieg można spotkać tylko w Jotunheimie. I dlatego niezbyt dobrze mi się
kojarzy – odparł.
Westchnęłam. Wiedziałam, że Loki
rzeczywiście mógł nie mieć najlepszych skojarzeń z zimową pogodą. Ale chciałam
to zmienić, chciałam, żeby zapomniał o wszystkich złych rzeczach. Domyślam się,
że to musiało być naprawdę trudne. Mnie samej nie było łatwo, ale potrafiłam
sobie z tym poradzić i miałam nadzieję, że bóg nie będzie rozpamiętywał
przeszłości w nieskończoność, ciesząc się tym, co jest tu i teraz.
— Nie chciałabym, żeby to ci się
źle kojarzyło – szepnęłam, nie chcąc psuć melancholijnej atmosfery tej chwili.
– Wolałabym, żebym to ja przychodziła ci na myśl.
— Wierz mi, też bym tego chciał. –
Jego mruknięcie jednak nie brzmiało dla mnie zbyt optymistycznie.
Przewróciłam oczami, czego Loki
oczywiście nie mógł widzieć. Nagle odsunęłam się od niego i złapałam go za
rękę.
— Chodź. – Pociągnęłam go za sobą.
Wypadłam z mieszkania, na boso,
nie zaprzątając sobie głowy zakładaniem butów.
— Drzwi… – mruknął Loki, gdy
przekraczaliśmy próg mieszkania. Jak zwykle nie tracił zdrowego rozsądku, ale
ja pozwoliłam mu tylko na pobieżne ich zatrzaśnięcie.
Na windę też nie miałam zamiaru
czekać, zbiegłam po schodach zeskakując po dwa stopnie, a bóg próbował
dotrzymać mi kroku.
W końcu znaleźliśmy się na dole i
wypadliśmy w noc, w mroźne, rześkie powietrze. Opady się nasilały, śnieg bił ze
wszystkich stron, pogarszając widoczność. Pod bosymi stopami wyczuwałam mokry
asfalt pokryty już cienką warstwą płatków śniegu. Zapowiadało się na to, że
śnieg będzie padał do rana i istniało duże prawdopodobieństwo, że te święta
naprawdę będą białe, a tym samym kompletne i idealne.
Stanęłam pośrodku tej zamieci,
wyciągnęłam ramiona i zrobiłam piruet niczym kulawa balerina.
— Popatrz jak jest pięknie! –
krzyknęłam, unosząc dłonie do nieba. – Taki widok powinien kojarzyć się
wyłącznie dobrze. Chciałabym, abyś go właśnie tak zapamiętał.
Obserwowałam jego reakcję. Stał
bez słowa jak kamienny posąg, a na jego włosach powoli zbierało się coraz
więcej płatków śniegu. Lecz jego wzrok zwrócony na niebo wyrażał jakąś tęsknotę
a w głębi kryło się coś jeszcze. Na razie jednak nie potrafiłam tego odgadnąć.
Kupka śniegu trafiła go prosto w
twarz. Zamrugał kilkakrotnie oczami i zmroził mnie wzrokiem.
— Co to miało być? – zapytał
grobowym głosem. Ja tylko zrobiłem minę niewiniątka, zaplatając dłonie za
plecami. Rysowałam palcem stopy szlaczki w warstwie śniegu leżącego na ziemi.
— Przecież nic nie zrobiłam –
odparłam poważnie, ale trudno mi było powstrzymać rozbawienie, widząc
naburmuszonego boga, z resztkami śniegu na czubku nosa.
Loki tylko pokiwał głową i wyjął
ręce z kieszeni, aby zakasać rękawy.
— Powiem tylko tyle. – W jego
oczach błysnęły złośliwe iskierki. – Nie wyjdziesz z tego bez szwanku. – Po
czym przystąpił do ataku.
To co się działo, było trudne do
opisania. Ktoś patrząc z okien najbliższych budynków mógłby pomyśleć, że na parkingu
starły się dwie burze śnieżne. Żadne z nas nie wyszło z tego bez szwanku. Po
całym zdarzeniu byliśmy zmęczeni, zdyszani i cali w śniegu. W końcu nastąpił rozejm.
Podeszłam do Lokiego i objęłam go w pasie.
— I jak? – zapytałam cicho. – Jest
pięknie?
Loki spojrzał na mnie, a w kąciku
jego ust zamajaczył nikły uśmiech.
— Jest. –Skinął głową. Nie mogłam
już powstrzymać szerokiego uśmiechu. Więcej słów nie było trzeba. Po prostu
staliśmy i patrzyliśmy, jak wszystko wokół pokrywa biały puch. Śnieg skrzył się
w świetle latarni, sprawiając, że okolica wydawała się piękniejsza i
przyjaźniejsza. Już nie otaczały nas smutne, szare, bezkształtne bryły, a
piękne rzeźby rozświetlające ciemność tej nocy.
Oderwałam wzrok od tego krajobrazu
i zerknęłam na Lokiego, by zobaczyć czy również podziela mój entuzjazm i
zachwyca się w takim samym stopniu widokiem przed nami. Nie wyglądał na
smutnego, czy przybitego, ale w jego oczach zobaczyłam nostalgię.
— Hej. – Dźgnęłam go palcem w bok,
żeby zwrócić na siebie jego uwagę. – O czym myślisz?
Westchnął i wzruszył ramionami.
Często trudno mi było odgadnąć, co czuje. Miał chwile zamyślenia, gdy nic do
niego nie docierało i wydawało się, że jest oderwany od rzeczywistości. Dlatego
czasem ściągałam go na ziemię, choć do tej pory to raczej on był tym, który
próbował przemówić do mojego zdrowego rozsądku.
— Myślę… – zaczął, ale urwał
nagle, jakby zastanawiał się, jakie dobrać słowa. – Myślisz… – kontynuował. – Po
prostu… Przypomniało mi się, jak kiedyś bawiliśmy się tak z Thorem. Tak
beztrosko.
Nie wiedziałam za bardzo co
powiedzieć. Był to delikatny temat i zazwyczaj Loki go nie poruszał. Byłam
zaskoczona, że teraz naszło go na wspomnienia.
— Czy może być teraz w Midgardzie?
– Usłyszałam.
Nie ukryłam, że byłam zdziwiona
jego pytaniem. Loki pytający o brata? Niemożliwe.
— Y… – zająknęłam się, nadal lekko
zbita z tropu. – Myślę, że to bardzo prawdopodobne. Jane Foster na pewno by
chciała, by był z nią w tym czasie. A… – Zwilżyłam wargi, za nim zadałam
następne pytanie. – A może chciałbyś się z nim zobaczyć?
— Nie. – Jeszcze nie zdążyłam
dokończyć pytania, gdy Loki odpowiedział chłodnym tonem. Zacisnął usta w wąską
kreskę. Doskonale znałam tą minę. Bóg był uparty i często próbował ukryć
jakiekolwiek swoje sentymenty.
— No daj spokój… – jęknęłam,
stając naprzeciw niego i patrząc mu w oczy. – Są święta!
— Wiem! – odparł rozdrażniony. –
Powtarzasz mi o tym od jakiegoś czasu. A ja kolejny raz ci powtarzam, że to
idiotyczne święto nas nie dotyczy.
— No to co! – żachnęłam się. – Akurat
masz okazję, żeby się zobaczyć ze swoim bratem. Widzę, że mimo wszystko
chciałbyś go zobaczyć. I nie zaprzeczaj! – Pogroziłam mu palcem, gdy zobaczyłam
jak otwiera usta by rzucić jakąś kąśliwą uwagą lub zaprzeczyć moim
domniemaniom. – Thor na pewno też tego chce. Jesteś dla niego ważny, zrozum to.
— Nie rozśmieszaj mnie. – Pokręcił
głową, śmiejąc się przy tym niewesoło. – Nigdy nie będziemy kochającymi się
braćmi. Nie ma mowy. – Odwrócił się ode mnie, unosząc dumnie głowę.
— Nie zachowuj się jak dziecko. –
Wytknęłam mu jego zachowanie. – Święta są raz do roku. Raz! Czy to tak dużo?
Jedna wizyta, tylko jedna!
Loki znów pokręcił głową,
zaciskając zęby. Był uparty jak osioł, chyba nawet bardziej ode mnie. Trzymał
ręce w kieszeniach i nie patrzył w moja stronę.
— No weź… – Marudziłam dalej,
ciągnąc go za rękaw koszuli. – Nie możesz zrobić tego dla mnie?
Loki posłał mi mordercze
spojrzenie, ale niezbyt mnie to obeszło.
— Wiesz, że to cios poniżej pasa…
– syknął.
Posłałam mu najszerszy uśmiech, na
jaki było mnie stać.
— Wiem. – Pokiwałam głową z
uśmiechem nieschodzącym mi z twarzy.
Loki wzniósł oczy do nieba, jakby
szukał tam pomocy. Jeśli Heimdall teraz się nam przyglądał, na pewno miał z nas
niezły ubaw.
— Dobrze. Pomyślę – powiedział bez
entuzjazmu, lecz dla mnie liczyło się to, że chociaż próbował. Zarzuciłam mu
ręce na szyję i pocałowałam.
— Widzisz, to nie takie trudne –
powiedziałam, nadal uradowana.
— To jest bardzo trudne –
wycedził. – Ty jesteś naprawdę niemożliwa – zrzędził, ale jednocześnie przycisnął
mnie mocniej do siebie i oddał pocałunek ze zdwojoną intensywnością.
— Sam się na to pisałeś – odparłam
wzruszając ramionami, gdy oderwaliśmy się od siebie.
— Taak… I chyba należy mi się za
to nagroda.
Loki złapał mnie nagle w pasie i wziął
na ręce.
— Co ty robisz? – Uniosłam brwi,
zastanawiając się, co też bóg teraz planuje. Trzymałam się kurczowo jego karku
i przylgnęłam do niego mocniej, instynktownie szukając w jego ramionach
poczucia bezpieczeństwa. Chociaż z Lokim mało kiedy można było czuć się
bezpiecznie. On tylko uśmiechnął się i ruszył w stronę wejścia do budynku.
Nachylił się do mnie a jego oddech mile połaskotał mnie w ucho.
— Myślę, że czas na rozpakowanie
mojego prezentu.
_________________________________________________________________________
No, mam nadzieję, że teraz nie leżycie gdzieś na podłodze i nie tarzacie się ze śmiechu xD I mam też nadzieję, że nie przesadziłam ze słodkością...
Moi kochani, życzę wam spokojnych, rodzinnych świąt, wielu prezentów, a najbardziej Lokiego pod choinką owiniętego w jedynie(!) czerwoną kokardę. Po za tym niekończącej się weny, popularności, wielu obserwatorów i spełnienia wszelkich marzeń. Może marzeń o własnej książce? Czemu nie!
Trzymajcie się, wesołych świąt!
Natsuko