expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

środa, 24 września 2014

Rozdział 5



-Jesteście zachłanni władzy.

- Chcemy tylko przywrócić prawidłowy porządek.

-Jesteście pewni tego co robicie?

Dookoła nie ma nic. Gwiazdy i planety wirują gdzieś daleko, jest ciemno. Czuję się jakbym dryfowała w powietrzu, wszystko jest zamazane. Delikatne światło gwiazd oświetla kawałki kamiennego gruntu. Nie, nie jestem sama, coś lub ktoś tutaj jest. Tak, te głosy z pewnością należą do żyjących istot. Ludzie? Nie, chyba nie… Ja też nie jestem człowiekiem.

Chciałabym odwrócić głowę, ale nie mogę. Moja twarz zwrócona jest w jednym kierunku, nie posiadam władzy nad swoimi kończynami. W snach zawsze tak jest, jesteśmy uwięzieni, poruszamy się jak w mętnym kisielu i nic, absolutnie nic nie możemy zrobić.

Zaraz… Nie, to nie jest sen… Zaraz, jak to nie? To musi być sen…

Postać jest ukryta w mroku. Siedzi na wielkim, ogromnym kamiennym tronie. Jest wyprostowana, pewna siebie. To jakiś władca, na pewno. Nie widzę jego twarzy, ale jego oczy świecą wściekłym, irytującym blaskiem, o nieokreślonym kolorze.

- Panie, prosimy.

Ten głos… Wydaje się znajomy. To jakiś mężczyzna, ale stoi za mną, a ja nie mogę się odwrócić.

- Dam waszemu dziecku moc, ale musicie zdawać sobie sprawę z tego, że od tej pory jesteście za nie odpowiedzialne. Jeśli wasza obietnica zostanie złamana, gdy dorośnie, ono będzie moje, będzie mi służyć.- To ta postać siedząca na tronie. Głos ma tubalny, mimo, że mówi cicho. Od razu ogarnia mnie strach, gdy go słyszę. Jest naprawdę przerażający, a nawet nie okazał odrobiny złości. Mówi spokojnie, powoli, acz stanowczo.

-Obiecujemy, że wypełnimy wszystkie warunki. Prosimy tylko o cierpliwość. Musi przecież dorosnąć. Ale gdy tylko zdobędziemy władzę, odzyskamy Rękawicę  Dostaniesz to, czego pragniesz, razem z Jotunheimem.- Znów ten mężczyzna. Naprawdę znam ten głos. Jest głęboki, miękki. Czuję, wiem… Znam, ale cały czas mi się wymyka…

Postać na tronie się uśmiecha, widzę błysk ostrych zębów w ciemności. Nie wiem dlaczego, ale… Wiem o czym myśli ta osoba. Wiem, że zamierza zabrać dziecko. Tak czy inaczej. Nie odda tak po prostu mocy, w końcu ją odzyska. Oni też, te… istoty nie wyjdą z tego cało. Chcę coś powiedzieć, ale głos nie wydobywa się z mojego gardła.

Moje ciało się obraca. Teraz widzę całą scenę. Dwójka ludzi, nie, dwójka Jotunów. Tak, to Jotuni, niebieska skóra, pokryta znakami, runami? Błyskające w ciemności, czerwone oczy. Nie mam pojęcia, skąd wiem, że to Jotuni. Po prostu wiem, zobaczyłam ich i już wiedziałam. To kobieta i mężczyzna. Mężczyzna to postawny, umięśniony Olbrzym, z krótkimi, chyba czarnymi włosami. Kobieta jest niższa, chudsza i smuklejsza, lecz jej ciało też jest dobrze wyrzeźbione. Ma brązowe, krótkie do ramion, włosy. Oboje są ubrani dość prymitywnie, w lekkie, wygodne szaty.  Kobieta trzyma coś w rękach. Jakiś tobołek.

Podchodzi bliżej do tronu i klęka przed nim, wyciągając ramiona z zawiniątkiem.

Teraz uświadamiam sobie co widzę. Spod szorstkiego materiału wychyla mała rączka i główka. To Jotuńskie dziecko. Ma taki sam kolor skóry jak rodzice, jednak bledszy. Jego czerwone oczka połyskują, dziecko chyba płacze, ale cichutko, jakby nie miało sił. Jest bardzo drobne i chude.

To chyba dziewczynka. Wielka, szorstka dłoń wyciąga się w jej stronę, zaraz jej dotknie, dziecko cichnie…

~~~

Przeraźliwy, rozdzierający krzyk wydobył się z mojego gardła. Ostre, słoneczne światło wdzierało się do mojego pokoju, raniąc moje oczy. Przetarłam je gwałtownie, odkrywając, że są mokre. Dyszałam ciężko, jakbym przebiegła maraton. Skryłam twarz w dłoniach, opierając je o kolana.

W głębi mieszkania usłyszałam trzask drzwi i zaraz do mojego pokoju wpadł Loki.

-Meg, co się stało?!- Dopadł do mnie i wziął mnie za ramiona. Podniosłam głowę i spojrzałam na niego, jeszcze nieprzytomnie,  spod potarganej grzywki.

-Powiedz mi.- Oparłam dłonie na jego piersi. Patrzył na mnie niezrozumiałym wzrokiem, nic nie mówiąc- Powiedz mi! Kim jestem?! Kto dał mi moc?!- Czułam suchość w ustach, oddech uwiązł w gardle. Patrzyłam na niego rozszalałym wzrokiem, ciężko dysząc.

Bóg westchnął tylko, pokręcił głową i oparł moją głowę na swoim ramieniu. Był nagi, w pasie przepasany był tylko ręcznikiem. Jego skóra była jeszcze lekko wilgotna. Pewnie mój krzyk wypędził go z kąpieli. Pachniał męskim żelem pod prysznic, a to był zapach, który bardzo lubiłam. To było głupie, ale ten gest, jego zapach sprawił, że trochę się uspokoiłam.

-Śnił ci się koszmar.- Raczej stwierdził niż zapytał.

Pokiwałam głową, nadal opierając się na jego ramieniu. Odsunął mnie delikatnie, żeby widzieć moją twarz.

- Opowiedz.- Był stanowczy, ale nie był zły.

Odwróciłam wzrok, ale on znów zmusił mnie, abym na niego spojrzała, łapiąc mnie za brodę.

-Widziałam… siebie. Widziałam swoją przeszłość- powiedziałam słabym, zmęczonym od krzyku, głosem.



Opowiedziałam mu cały sen, od początku do końca. Zazwyczaj swoje sny pamiętam krótko, ale ten był tak samo wyraźny, jakbym dopiero co się obudziła. Loki mi nie przerywał, słuchał spokojnie. Jego twarz jak zwykle nic nie zdradzała.

- Mhm- mruknął, gdy skończyłam.

-,,Mhm”? Co to znaczy ,,mhm”? Wiesz coś na ten temat czy nie?- Nadal byłam trochę zdenerwowana po tym koszmarze.

Pokręcił tylko głową na moje zachowanie i przejechał dłonią po swoich, jeszcze wilgotnych, włosach.

-Nie wiele.

- To powiedz chociaż tyle, ile wiesz…- patrzyłam na niego z wyczekiwaniem.

- Jak pewnie sama się domyśliłaś, ci ludzie to twoi rodzice, a to dziecko to ty. W Jotunheimie jest tak, że gdy rodzi się chorowite, słabe dziecko, zazwyczaj po urodzeniu się je porzuca- zaczął mówić.

Przełknęłam nerwowo ślinę. Ładnie mogłam skończyć.

- Może twoi rodzice nie chcieli się zgodzić na taki los dla ciebie- kontynuował- Żeby cię ratować udali się do…- przerwał nagle.

-Do?- Ponagliłam go.

- Nie wiem… -Pokręcił głową-Słyszałem pewne pogłoski. O potężnym tytanie, posiadającym ogromną moc…

-Czemu mi nic na ten temat nie powiedziałeś? Czemu to ukrywałeś?- Nie dałam mu dokończyć, rzuciłam mu pełne wyrzutów spojrzenie.

-Nie wiedziałem!- Obruszył się- Norny nigdy nie pokazują całej prawdy!- Widząc, jak się rozkręca, pokiwałam głową, że rozumiem i wybaczam.

-Słuchaj, nie wiem na ten temat wiele –kontynuował, już spokojniejszy- Urodziłaś się słaba i chora. Twoi rodzice udali się do Thanosa, tytana służącemu Hel… Thanos posiadł Szkatułę Wiecznych Mrozów, którą ukradł Lauyfey’owi. Władca Jotunheimu odebrał mu ją później, z wielkim trudem i ogromem ofiar.

-No to jak…- Jak zawsze, będąc niecierpliwą, przerwałam Lokiemu, zamiast spokojnie słuchać. Ten spojrzał na mnie morderczym wzrokiem i ciągnął swoją opowieść.

- Zanim jednak to się stało, twoi rodzice przyszli do Thanosa. Ten dał ci moc Ymir, czyli stworzyciela Lodowych Olbrzymów, będącego zamkniętym w Szkatule. Oczywiście oczekiwał czegoś w zamian. Twoi rodzice mieli objąć władzę nad Jotunheimem, z twoją pomocą, a potem mieli się tobą posłużyć, abyś ukradła Rękawicę Nieskończoności.- Loki z roztargnieniem potarł swój kark- przynajmniej ja tak to sobie tłumaczę… Trochę czytałem na temat Thanosa i dziejów Jotunheimu, ale księgi nie zawierają wszystkiego. Nie wiem, czym jest Rękawica- rozłożył ręce w bezradnym geście- Wiem, że jest w Asgardzie.

- Myślisz… myślisz, że będzie próbował mnie znaleźć?- zapytałam, bojąc się odpowiedzi.

-Nie wiem- wzruszył ramionami- Może już zapomniał.

Patrzyłam na boga, nadal nie wierząc w to co powiedział. No ładnie. Cały czas dowiaduję się o sobie nowych rzeczy i o mojej rodzinie. Coś za dużo tych niespodzianek, jak na tak krótki okres czasu.

-Czyli miałam być bronią moich rodziców i jakiegoś Thanosa… Nieźle, dodając do tego wszystkiego fakt, że teraz mam być twoją bronią.- Spojrzałam na Lokiego, mając nadzieję, że może okaże skruchę czy coś w tym rodzaju, ale przecież Loki to Loki. Zero przyzwoitości. Wzruszył tylko ramionami.

-Ech… No trudno. –Machnęłam ręką- Nikt nigdy nie bierze pod uwagę mojego zdania, wszyscy decydują za mnie.- Wstałam i poszłam do łazienki.



Stojąc przed lustrem, próbowałam odnaleźć w sobie jakiekolwiek oznaki bycia Jotunem(czy Jotunką?). Dopiero po tym strasznym śnie jakoś to do mnie dotarło. Ja nie byłam człowiekiem z super mocą, nie superbohaterem. Ja w ogóle nie byłam człowiekiem, należałam do zupełnie innej, barbarzyńskiej rasy.

W szaroniebieskich oczach nie dostrzegłam nawet plamki czerwonego koloru. Włosy miałam bardzo zwyczajne, sięgające za łopatki, brązowe, w zasadzie mysie. Ciało blade, szczupłe, nie umięśnione, jak u moich rzekomych rodziców. Nie byłam też szczególnie wysoka, miałam około metra siedemdziesiąt wzrostu. Poza niebieskimi żyłami, na mojej skórze nie było odcienia błękitu ani granatu. Jak to jest możliwe?

Zorientowałam się, że chyba trochę za dużo zamarudziłam czasu przed lustrem. Westchnęłam i ochlapałam twarz zimna wodą.



-To co, idziemy?- Zamknęłam za sobą drzwi od sypialni, ubrana już w strój do ćwiczeń.

-Ile można na ciebie czekać?- Jak zawsze niezadowolony, Loki stał już w przedpokoju z założonymi rękami.

-Nie przesadzaj- burknęłam, zdejmując kluczyki od samochodu i klucze od mieszkania z wieszaka, wiszącego po lewej stronie przedpokoju.

-Jesteś jakaś roztargniona- spojrzał na mnie uważnie.

-Według ciebie, ja jestem wiecznie roztargniona- odparłam z westchnięciem i przecisnęłam się obok niego, aby otworzyć drzwi.

-To prawda.- Łaskawie trochę się odsunął, żeby zrobić mi miejsce

-Dowiedziałam się o sobie kilku nowych rzeczy. Znów.- Wyszliśmy i zamknęłam za sobą drzwi.- To chyba nie dziwne?- Wcisnęłam trochę za mocno guzik windy.-Po za tym szukasz dziury w całym.-Winda nadjechała i weszliśmy do niej- To raczej mój problem, nie twój, prawda?- Oparłam się o ścianę z założonymi rękami.

Loki stanął przede mną, opierając rękę o ścianę za moimi plecami. Nachylił się do mnie tak, że właściwie nie miałam przestrzeni osobistej.

-Trochę też mój- odparł spokojnie, przechylając przekornie głowę i patrząc mi w oczy.

-Jak to?- zapytałam, trochę głupio, patrząc na niego podejrzliwie. Jednocześnie w myślach liczyłam ile pięter nam zostało.

-Bo to ja muszę znosić na co dzień twoje zachowanie- odpowiedział.

Winda stanęła, ale on nie ruszył się nawet o milimetr.

-Bardzo mi przykro- odparłam, wolno cedząc słowa- Ale zawsze możesz się ze mną po prostu pożegnać- Nie czekając na jego odpowiedź, prześlizgnęłam się pod jego ramieniem i w ostatniej chwili zatrzymałam, zamykające się już, drzwi windy.

-Jeśli miałbym wybór, zrobiłbym to bez wahania- usłyszałam za sobą. Trochę zabolało. Ale udałam, że mnie to nie obeszło, nawet się nie odwróciłam. Wyszłam z budynku i ruszyłam prosto do mojego samochodu.

-Ok, to może oświecisz mnie, kto cię pozbawił tego wyboru?- zapytałam, otwierając drzwi od strony kierowcy.

-Jesteś mi potrzebna- odparł, otwierając drzwi od swojej strony.

-Daj spokój- prychnęłam i odpaliłam silnik Toyoty. Czerwona kontrolka poinformowała mnie, że powinnam ją zatankować, bo nie długo będziemy jeździć na oparach.- Nie wierzę, że jestem jedyną osobą, która może ci pomóc. Uważasz, że jesteś potężny. Załatw to sam.

Jechaliśmy ulicami w stronę granicy miasta. Zerknęłam na Lokiego, gdyż nie skomentował mojej wypowiedzi. Wzruszyłam ramionami i włączyłam radio. Kątem oka zauważyłam, że bóg skrzywił się, gdy tylko usłyszał dźwięk perkusji, wydobywający się z głośnika. Nie było mi dane dłużej posłuchać muzyki, gdyż nagle radio umilkło.

Spojrzałam karcąco na Lokiego, będąc pewna, że to jego sprawka. Ten jednak mnie zignorował.

-Cóż- w końcu coś powiedział- A jednak jesteś jedyną osobą, która może mi pomóc- oznajmił, jakbyśmy prowadzili rozmowę przez cały ten czas.

Podniosłam do góry brwi, ale nie oderwałam wzroku od drogi przede mną.

-Oczywistym jest też, że jestem tak potężny, iż sam mógłbym załatwić sprawę i nie musiałbym zawracać sobie głowy tobą.

Zacisnęłam mocniej dłonie na kierownicy.

-Hm, skoro tak, to powiedz mi jaka jest prawda. Ta cała szopka nie jest po to, by Frigga się nie dowiedziała, czyż nie?- Wcisnęłam pedał gazu, aby przejechać ostatnią prostą dzielącą na od granicy Nowego Jorku.

-Faktycznie, prawda jest inna- mruknął-Jestem teraz… W chwilowej… niedyspozycji- Z trudem przechodziło u to przez gardło. Nic dziwnego, był taki dumny, a teraz musiał przyznać się do słabości.

Oczywiście nie powiem, że w duchu mnie to nie cieszyło.

-Nie dyspozycji, cham…- Pokiwałam głową z udawanym współczuciem.

-Nie ciesz się tak.-Przejrzał mnie- Nie aż takiej, abyś przestała mnie szanować i być mi posłuszna-dokończył z wyraźną satysfakcją.

Przygryzłam wargę. No tak, nie wiedziałam właściwie, jakie są jego granice. Widziałam, co potrafi. Jego moc może być niewystarczająca do zniszczenia jednego z 9 światów, ale może być wystarczająca, aby zrobić mi krzywdę, zmusić do czegoś, czego nie chcę zrobić lub może dobrać się do moich przyjaciół, o których kiedyś już coś napomknął. Nadal więc byłam w punkcie wyjścia. Chociaż…

Może zbyt łatwo odrzuciłam od siebie myśl o ucieczce? Przecież byłam silna. Ale bałam się używać tej mocy. Cholera, przecież nie jestem żółtodziobem, coś nie coś już wiem.

A może przestało mi zależeć? Nie, nie przestało mi zależeć na wolności. Chciałam być wolna. Ale chyba nie chciałam, aby teraz to wszystko… Tak się po prostu skończyło. Nie po tym, czego się o sobie dowiedziałam, czego dowiedziałam się o świecie. Tyle kłamstw wyszło na jaw, że chyba nie mogłam już z tym żyć na porządku dziennym. Jak mam spojrzeć w oczy bliskim mi osobom? Udawać, że jestem kimś innym?

Tak utonęłam w swoich rozmyślaniach, że nie zauważyłam, jak szybko już dojechaliśmy. Jak tylko wyszliśmy z samochodu, od razu zaczął padać deszcz.

Szybko poszłam na tyły auta, aby otworzyć bagażnik i wyjąc parasol, zanim ja i Loki staniemy się zupełnie mokrzy.

Rozłożyłam parasol, ale bóg zaraz do mnie podszedł i mi go odebrał.

-To jest tylko dla mnie.- Stał z kpiącym uśmieszkiem, zadowolony i suchy, a ja już powoli zaczynałam ociekać wodą.

-Dlaczego?- zapytałam z pretensją, próbując odgarnąć z twarzy mokre kosmyki włosów.

-Bo ty masz ćwiczyć, a nie sterczeć pod parasolem- odparł tak, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.

-No tak, rzeczywiście!- odparłam z udawanym entuzjazmem i pokręciłam głową. Loki nie zwrócił uwagi na moje zachowanie.

Wyjaśnił mi, na czym ma polegać moje ćwiczenie.

-Jakieś to…- chciałam powiedzieć ,,głupie”, ale powstrzymałam się i tylko lekko skrzywiłam.

-Masz nauczyć się kontrolować swoją moc. Uważam, że to świetny trening.- Jak zwykle nie zwracał na mnie uwagi.

-Taak, wszystkie twoje pomysły są genialne- wymamrotałam, odwracając się do niego plecami.

Tak naprawdę zadanie okazało się dziecinnie proste. W bardzo szybkim tempie krople wokół mnie zaczęły zmieniać się w grad, który odbijał się od moich dłoni i lądował na trawie, która szybko zaczęła wyglądać niczym pokryta śniegiem. Trochę pobawiłam się tymi małymi kryształkami, by po chwili wszystkie krople w moim pobliżu, ba, w promieniu kilku metrów, zamieniały się w twarde kuleczki lub miękki puch. Był to naprawdę niezwykły widok, śnieg niesamowicie kontrastował z soczystym, zielonym odcieniem traw i liści.

-No i co w tym trudnego?- Odwróciłam się w stronę mojego nauczyciela- Już to umiem-rzuciłam pogardliwie, ale i z satysfakcją.

Ale Loki nie patrzył w moją stronę. Stał z nieprzeniknionym wyrazem twarzy i wpatrywał się w niebo.

-Loki?- Podeszłam do niego i spojrzałam w górę.

Otworzyłam szeroko oczy. Ujrzałam naprawdę niespotykany widok, to nie przypominało żadnej, dotychczas spotkanej anomalii.

W niebie ziała dziura. Nie dziura w chmurach. Dziura w niebie. Tak, jakby coś zassało jego kawałek i teraz przez wyrwę sączyło się niebieskie światło.

Poczułam na swoim ramieniu dłoń Lokiego.

-Trzymaj się za mną- powiedział cicho, nie odrywając wzroku od dziwnego zjawiska.

-Loki, ale co to jest?- Przysunęłam się do niego bezwiednie, instynktownie szukając schronienia, opieki i poczucia bezpieczeństwa.-Może powinniśmy uciekać?

-Nie wiem, Meg.- Był skonsternowany, wpatrywał się podejrzliwie w wyrwę- To portal, ale nie wiem, kto nim przybędzie.

Oboje nadal wpatrywaliśmy się z niepokojem w niebo. Raptem coś zaczęło się zmieniać. Z wyłomu zaczęło wydobywać się więcej światła, jakby próbowało ono dosięgnąć ziemi. I tak się stało. Promieni było coraz więcej, rozświetlały okolice oślepiającym światłem, jakby zaraz zastęp aniołów miał zstąpić na Ziemię. Przestało zupełnie padać, błysnęło i na chwilę odwróciliśmy wzrok, oślepieni.  Gdy znów spojrzeliśmy na miejsce, gdzie promienie stykały się z gruntem, a było to kilkanaście, kilkadziesiąt metrów od nas, światło już zniknęło. Zamiast niego, na jego miejscu stało czterech mężczyzn. Zaczęli się do nas zbliżać wolnym krokiem. Trzech z nich było postawnymi wojownikami- tak wywnioskowałam z ich błyszczących, czarnych zbroi i mieczy, zwisających wzdłuż ich tułowi. Czwarty z nich, będący na ich czele, był inny. Zamiast zbroi, miał na sobie brązowy, sięgający do kolan kaftan bez rękawów, poprzetykany złotymi nićmi, układających się w misterne, bogate zdobienia oraz czarną koszulę.Do tego skórzany pas i wysokie buty. Był niższy od swoich towarzyszy, wątlejszy. Głowa nieskryta była hełmem, więc można było dostrzec krótkie, jasnobrązowe włosy. Jeszcze jedna rzecz wyróżniała go z towarzystwa- na oczach miał złotą przepaskę. Wyglądało na to, że mężczyzna był niewidomy.

Zerknęłam na Lokiego. Wydawał się spięty. Po tym, jak patrzył na niewidomego, zrozumiałam, że go znał. I nie darzył go zbyt wielka sympatią.

-Witaj Loki, mój bracie.- Nieznajomy odezwał się miękkim, śpiewnym głosem, uśmiechając się. - Dawnośmy się nie widzieli.

 Bracie? Wodziłam wzrokiem od Lokiego do tamtego mężczyzny.  Loki opowiadał mi o Thorze, ale on przecież nie żył, po za tym niewidomy odbiegał wyglądem od opisu, który przedstawił mi bóg.

-Nie nazywaj mnie tak- warknął Laufeyson- Dlaczego mnie nachodzisz, razem ze swoimi sługami? Myślałem, że zaszyłeś się i dalej rozpaczasz w Wanaheimie?- rzucił pogardliwie.

-Tak było, ale jak widzisz, coś się zmieniło.- Tamten nadal się uśmiechał.

-Nie musisz już się ukrywać przed Walim?

Mina zrzedła nieznajomemu, ale zaraz się opanował i znów z uśmiechem na ustach zaczął się do nas zbliżać wolnym krokiem.

-Dobrze wiesz, że to nie ja powinienem przed nim uciekać. A po za tym, pełnię teraz w Wanaheimie dość ważną rolę… Jestem ich nowym władcą.- Stanął naprzeciw Lokiego i teraz zauważyłam, że wcale nie był taki niski, tylko przy swoich towarzyszach sprawiał takie wrażenie. On i Loki byli tego samego wzrostu.

-Kaleka przywódcą?- bóg prychnął na to oświadczenie.

-Owszem.- Niewidomy był niewzruszony- Wybrali mnie, gdyż obiecałem im coś, czemu nie mogli się oprzeć.

-Co ty im możesz dać?- Loki patrzył na niego sceptycznie.

-Zemstę- odpowiedział nieznajomy- Wanowie nadal nie mogą wybaczyć Asgardowi tej porażki. A jak, jak wiesz, Kłamco,- zaakcentował to słowo dobitnie- także mam pewne rachunki do wyrównania.

-I co, tchórzu, teraz, gdy masz już kogoś, kto odwali za ciebie całą robotę, przychodzisz do mnie, aby się zemścić?- Laufeyson uśmiechnął się pogardliwie.

Ja dalej stałam obok niego, przysłuchując się ich wymianie zdań, zapomniana. Szturchnęłam łokciem boga, żeby przypomnieć mu o swojej obecności. Nie zwrócił na to zbytniej uwagi, trącił tylko moją dłoń swoją.

-Nie jestem słaby- zaprzeczył tamten, jednak bez złości w głosie- Ja po prostu nie lubię brudzić sobie rąk. Po za tym, usłyszałem, że Asgard jest teraz pod twoim panowaniem- niewidomy nagle zaczął się wycofywać- A ciebie tam nie ma. Może i jestem niewidomy, ale umiem szukać, I znalazłem cię tutaj. Z jakąś kobietą!- Wskazał na mnie prześmiewczym gestem. Cholera, skąd on wiedział?

-Moje inne zmysły wyostrzyły się-odpowiedział na moje niewypowiedziane pytanie- Wyczułem ciebie już dawno, a teraz wiem, że znalazłeś sobie towarzyszkę- kontynuował- I wiem, że nie jest ona takim zwykłym człowiekiem, prawda? Nie mogę do końca wyczuć kim jest, jakiś czar blokuje moje zmysły… Powiedz, Kłamco, czy to twoja sprawka?

Loki nic nie odpowiedział.

-Masz jakiś powód, aby ją przy sobie mieć. Ale to nie ma znaczenia. Zostawiłeś Asgard bez opieki. Dla tej kobiety. Jesteś na obcej ziemi, bez mocy.- Niewidomy uśmiechnął się przebiegle- A ja mam przy sobie trzech, dobrze wyszkolonych, uzbrojonych i wiernych mi Wanów. A ty masz tylko kobietę!- Dokończył radośnie, a jego trzech przybocznych zaczęło zbliżać się w nasza stronę.

-Jesteś doprawdy żałosny- Loki patrzył w jego stronę z nienawiścią, nie zwracając uwagi na zbliżających się wojów. Spięłam się w sobie, gotowa na każda okoliczność, ale jednocześnie trzęsłam się ze strachu.

-Nie, Kłamco, to ty jesteś żałosny. I ja twoje żałosne życie zakończę w tym momencie!

I gdy nieznajomy wypowiedział te słowa, właśnie wtedy trzech rosłych, uzbrojonych od stóp do głów mężczyzn, rzuciło się na nas jednocześnie.

_________________________________________________________
Dobrze, na samym początku chciałam przeprosić za obsuwę. Wiem, że obiecywałam rozdział wcześniej, ale tyle się działo... musicie zrozumieć, że jako zagorzała kibicka siatkówki, po prostu nie mogłam w weekend zmusic się do jakiejkolwiek aktywności, innej, niż kibicowanie. W poniedziałek, nie dość, że byłam wykluczona ze społeczeństwa( wiecie, kac po szczęściu, dotąd me serce spiewa) to cały dzień nie było mnie w domu. Naprawdę, próbowałam cokolwiek napisać, ale niestety z drugiej strony przytłoczyła mnie szkoła. Ale po wielu wysiłkach juz jest.  
Co do rozdziału: suche pierdy i melodramat, wybaczcie, na razie tak to musi wyglądać. 
Kolejna rzecz, to taka, że mam brak weny. Spokojnie, jak już wspominałam, rozdziałów mam spory zapas, ale teraz mam problem z tym co pisze aktualnie. Mam koncept, ale nie wiem jak to opisać -_-
Do tego mam straszne zaległości na blogach. Przepraszam, naprawdę staram się jak najszybciej nadrabiać.
A na koniec chciałabym wam baaaardzo, ale to baaaaardzo podziękować za wasze komentarze i tak! Mój blog przekroczył magiczną granicę 1000 wyświetleń. Nigdy bym się nie spodziewała, że w tak krótkim czasie będzie tyle wyświetleń Wiem, że pewnie nawet połowa z tych osób, które tu trafiły, nie przeczytały nawet mojego opowiadania, ale i tak jestem... no trochę szczęśliwa :D
Pozdrawiam was i jeszcze raz dziękuję, że jesteście.

poniedziałek, 15 września 2014

Rozdział 4

 Ćwiczyliśmy długo, jeszcze po zmroku. Loki nie pozwolił skończyć treningu, póki nie nauczę się wszystkich chwytów, wykopów i uderzeń. O używaniu mojej mocy nie było mowy. Wszystko szło mi opornie. Nie mogłam przez długi czas opanować podstawowych chwytów, co bardzo mnie frustrowało. Byłam bardzo niecierpliwą osobą, jeśli czegoś chciałam, musiałam mieć to natychmiast, jeśli czegoś się uczyłam- od razu chciałam być w tym mistrzem. I to mnie często gubiło, zbyt szybko się zniechęcałam.
 Ale w końcu kilka razy udało mi się pokonać boga, więc ten był jako tako zadowolony. Co nie znaczy, że przez całą drogę powrotną mi nie dogryzał na temat mojej ślamazarności i braku dyscypliny.
 W nocy nie mogłam spać. Myślałam, że łóżko przyniesie mi ulgę po wyczerpującym popołudniu. Jak bardzo się myliłam! Bolało mnie wszystko, każdy staw, każdy mięsień, każda kość. Jakby ktoś wkręcał mi tysiące śrub w głąb nich. Nie mogłam się ułożyć w żaden sposób. Zrezygnowana w końcu  wstałam, gdyż chyba tylko stojąc jakoś znosiłam ten ból, który doprowadzał mnie do szaleństwa i wściekłości.
 Wyszłam z pokoju, cicho zamykając za sobą drzwi a potem na palcach udałam się w stronę balkonu. Nie chciałam budzić Lokiego, z pewnością nie byłby zadowolony. Domyślam się, że już miał mnie dosyć po dzisiejszym dniu.
 Gdy tylko otworzyłam szklane drzwi, owiało mnie orzeźwiające powietrze. Chłód kafelek dawał ukojenie, rozpływając się od moich bosych stóp, ku czubkowi głowy.
 Przewiesiłam ramiona przez barierkę, pochyliłam się w dół. Wiatr poruszał moimi włosami, które wirowały mi przed oczami. Patrzyłam na jasno oświetlone ulice. Nie ważne, jaka jest godzina, Nowy Jork zawsze jest pełen ludzi.
Westchnęłam. Nadal mnie wszystko bolało. Chciałam poczuć się bezwładnie, oderwać się od ciała… Przyszła mi do głowy myśl- co by było gdybym teraz skoczyła w dół, prosto w tętniące życiem miasto? Nie, przecież bym nie przeżyła. To, że należę do rady Lodowych Olbrzymów, nie czyni mnie nieśmiertelnym bogiem. Zresztą, nawet bóg by czegoś takiego nie przeżył.
 Otrząsnęłam się i wyprostowałam. Ostatnio naprawdę dziwne myśli się mnie trzymają. Oparłam dłonie o barierkę. Na mojej piersi poczułam ciężar pozostawiony po opieraniu się o nią.
 -Nie możesz spać?
 Aż się wzdrygnęłam. Obok mnie stał Loki, także opierając się dłońmi o barierkę. 

 Odsunęłam się trochę.
 -A ty?
 -Obudził mnie przeciąg- wzruszył ramionami.
 Pokiwałam głową
 -Nie mogłam spać, wszystko mnie boli…- skrzywiłam się i przestąpiłam z nogi na nogę.
 -Bardzo mi ciebie żal- skwitował z sarkazmem, patrząc na mnie kpiąco. Mocniej zacisnęłam dłonie na metalowej rurce i odwróciłam głowę.
 -Pytałeś to odpowiedziałam.- Jeszcze bardziej się od niego odsunęłam.
 Przez chwilę patrzyliśmy w ciszy na miasto, podziwiając jego widok i rozkoszując się chłodnym wiatrem. Noc była bezchmurna, ale nie było widać gwiazd. W mieście nigdy nie widać gwiazd. Czasem tylko mała postać księżyca ukazuje się na niebie, lecz częściej skrywają go chmury lub wysokie budynki.
 -Meg?
 Nadal byłam zła, ale spojrzałam na Lokiego.
 -No?
 -Boisz się mnie? -zapytał poważnie.
 Zaczerpnęłam powietrza, zobaczyłam jak  bóg się do mnie przysuwa. Czemu zadaje mi takie pytania? Co go to obchodzi?
 -Nie…
 Powiedziałam to cicho i niepewnie, więc od razu się zorientował, że kłamię.
 -Dlaczego?
 Chyba powinien sam sobie na to odpowiedzieć.
 -Loki… Zastanów się. Nie ufam ci. Może to się zmieni, ale… Nie wiem, czego się po tobie spodziewać.- Patrzył na mnie, ale jak zwykle z jego twarzy nie mogłam nic wyczytać. Krępowała mnie jego bliska obecność i uważny wzrok. Z każdym, wypowiadanym przeze mnie słowem czułam się, jakbym mówiła coś głupiego- Nadal nie wiem, co mam zrobić. Może moje niezdecydowanie cię drażni, ale postaw się w mojej sytuacji. Albo chociaż spróbuj. Przecież ja cie nie znam- Przygryzłam wargę ze zdenerwowania, czekając na jego reakcję.
 -Megan- powiedział łagodnie, jakby próbował mnie uspokoić. To było… podejrzane z jego strony, ale poczekałam na to, co ma do powiedzenia- Póki jesteś ze mną, nic ci się nie stanie. Nie pozwolę, aby ktokolwiek, łącznie ze mną, zrobił ci krzywdę. Wtedy cały nasz trud poszedłby na marne. Chcę tylko, żebyś wiedziała, że możesz mi ufać.
 Nachylił się do mnie, gdy to mówił. Trudno mi było uwierzyć w to, co mówił, ale był naprawdę przekonujący. Przez chwile pomyślałam, że może naprawdę uda nam się dogadać, że będziemy mogli jakoś żyć, razem…
 Patrzyłam na jego twarz, szukając jakichkolwiek oznak kłamstwa, lecz nie znalazłam. Całe moje pole widzenia ograniczyło się do jego oczu, ust, jego bliskości. Prawie stykaliśmy się ciałami. Serce chciało mi wyskoczyć z piersi, krew szumiała w głowie, tylko nie wiedziałam czy ze strachu czy z zupełnie innego powodu... Nagle ogarnęły mnie prymitywne odczucia, gdy poczułam jego oddech na swoich ustach, gdy spojrzałam w jego przenikliwe oczy, obserwujące mnie z pod przymkniętych powiek.
 -Cieszę się- wyszeptałam i natychmiast się od niego odsunęłam. Odwróciłam się i nie oglądając się za siebie, szybko udałam się do swojego pokoju.
                                                  ~~~
 Dobiegło mnie trzaśnięcie drzwi do jej sypialni. Uśmiechnąłem się pod nosem. Naiwna… Ale chyba przestała mi się wreszcie opierać.
 O wiele bardziej wolałem, gdy czuła przede mną strach, ale skoro lepiej nią kierować, gdy jest spokojna i czuje się bezpiecznie, to nie mam innego wyjścia.  Widziałem jakie wrażenie na niej robię. Jak na mnie patrzy. Zawsze mogłem to wykorzystać, ale nie wiem czy teraz była to dobra chwila... Nie chciałbym znów jej przestraszyć.
 Oparłem się o przeszkloną ścianę i spojrzałem w puste, czarne niebo. Chciałbym już wrócić do pałacu, ale przed nami nadal wiele pracy. Oczywiście, że mógłbym po prostu porwać Meg.  Lecz lepszym rozwiązaniem jest zniewolenie jej i podporządkowanie mnie, zawładnięcie nią… Tak, takie metody zdecydowanie mi odpowiadają.
 Muszę zrobić wszystko, aby sprowadzić ją Asgardu bezpieczną. Musi być w pełni sił a ja sprawię, że nikt jej nie pokona.
                                                      ~~~
 Wstałam z poczuciem bezbrzeżnego wstydu i świadomością, że muszę mu stawić czoła. Nie ominie mnie to. Wiem, że wczoraj zachowałam się jak niedoświadczona nastolatka, którą przecież nie jestem. Właściwie to ja cały czas się tak zachowuję.
 A może Loki nic nie zauważył? Może nie zwrócił na to uwagi albo już zapomniał?
 Przejechałam dłonią o twarzy. Kogo ja oszukuję.
 Ciało na szczęście przestało mnie już boleć, ale za to byłam niewyspana. Chciałam znów zanurzyć się w pościel i odespać tę koszmarną noc, lecz nie było mi to dane, gdyż mój ,,trener” już wczoraj zastrzegł, że moją męczarnię zaczniemy dzisiaj z samego rana.
 Chcąc nie chcąc, wygrzebałam się z pościeli i szybko przebrałam w dresy, koszulkę, na nogi natomiast nałożyłam sportowe buty. Potem uczesałam się i byłam gotowa do wyjścia. Prawie. Wzięłam głęboki wdech i wyszłam z pokoju.
 Loki już na mnie czekał, oparty nonszalancko o kanapę.
 -Już myślałem, że będę musiał wkroczyć i cię brutalnie obudzić- wyszczerzył się szyderczo na mój widok.
 -Spadaj- mruknęłam pod nosem tak, by tego nie usłyszał.
 Uśmiechnął się jeszcze szerzej, gdy dostrzegł, że nie jestem w nastroju do grania z nim w słowne potyczki.
 I najwyraźniej bawił go mój widok. Wiedziałam, że wyglądam jak siedem nieszczęść. Stałam naburmuszona pod drzwiami, z rękoma w kieszeniach i niemająca na nic ochoty. Tak naprawdę moja postawa miała tylko maskować moje zakłopotanie.
 -Jeszcze nie zaczęliśmy, a ty już nie masz siły?- Nie odpuszczał.
 -Nie za dużo spałam tej nocy- odburknęłam. I zaraz sobie uświadomiłam, jak bardzo bezmyślna jestem. Po co wspominałam o tej nocy?
 Loki wpatrywał się we mnie uważnie. Nie patrzyłam mu w oczy, wzrok utkwiłam w drzwiach od łazienki.
 -No tak. To wiele wyjaśnia- odparł i wyszedł z salonu, kierując się do wyjścia.  Stałam przez chwilę trochę zdezorientowana jego zachowaniem.
 -Idziesz czy nie?- Dobiegł mnie jego zniecierpliwiony głos z przedpokoju.
 -Tak, tak…- odpowiedziałam z roztargnieniem i poszłam w jego ślady.
                                                  ~~~

 -Dlaczego tak trudno ci się skupić?
 Zacisnęłam dłonie w pięści i spojrzałam gniewnie na Lokiego. Minęło kila godzin a jedyne, co potrafiłam z siebie wykrzesać, to zamrożenie jednej, małej gałązki.  Do tego byłam bardzo, bardzo głodna- ćwiczenia były męczące a z mieszkania wyjechaliśmy bez śniadania. Z trudem przekonałam boga, żeby pozwolił mi chociaż w drodze nad jezioro podjechać do piekarni i kupić dwie suche bułki.
 -Rozpraszasz mnie- mruknęłam. Starałam się ignorować irytującą obecność mojego nauczyciela i ssące uczucie w moim żołądku.
 Loki spojrzał na mnie z niedowierzaniem i prychnął.
 -Mam się odwrócić?
 -Najlepiej, żebyś zostawił mnie w spokoju- wymamrotałam pod nosem.
 -Chciałaś coś powiedzieć?
 -Ja?- Wskazałam na siebie z teatralnym zdziwieniem- Ależ skąd.
 -To do roboty. Skup się tym razem.- Machnął ręką w moją stronę i przyjął zniecierpliwioną postawę.
 Próbowałam i próbowałam, ale ani nie udało mi się zamrozić czegoś większego niż wspomniana gałązka, ani nie udało mi się utworzyć lodowej kolumny, ani wiatru, ani nic…
 -Nie wierzę!- Po kolejnych próbach Loki zdenerwował się nie na żarty. Podszedł do mnie z takim wzrokiem, że myślałam, iż ma zamiar mnie uderzyć. Skuliłam się w sobie, przygotowana na atak. Ten jednak nie nastąpił.
 -Spójrz na mnie.- Bóg stanął przede mną- Spójrz mi w oczy.
 Spojrzałam posłusznie a on położył mi dłonie na ramionach. Drgnęłam pod jego dotykiem, ale nie odrywałam wzroku od jego zielonych tęczówek.
 -Wyprostuj się. Odetchnij głęboko i rozluźnij się. Patrz w moje oczy, jakbyś próbowała wejrzeć mi w duszę- wykonywałam wszystkie czynności, jakich ode mnie wymagał.
 -A teraz wyobraź sobie, że chcesz mnie zabić.
 Nie musiałam sobie tego jakoś specjalnie wyobrażać.
 -Dotknij mnie.
 Zamrugałam oczami i odwróciłam wzrok.
 -No dalej.- Popędził mnie- Tutaj- wskazał na miejsce, gdzie powinno znajdować się jego serce. Powinno, ale czy tam jest, to kwestia sporna.
 Zwróciłam znów wzrok na jego oczy. Zanurzyłam się w jego spojrzeniu i z wahaniem wyciągnęłam trzęsącą się dłoń. Dotknęłam miejsca na jego piersi, które mi wskazał. Z zaskoczeniem odkryłam, że pod materiałem koszuli i skórą wyczuwam bicie serca. Czyli nawet takie osoby posiadają ten organ.
 Skupiłam się na nienawiści do niego, na tym, że nie chcę, aby był obecny w moim życiu. Chciałam zostać ogarnięta przez to uczucie, szukałam w sobie tej złości i rozgoryczenia, które kumulowały się w głębi mnie. Napięcie czuć było w powietrzu, ja prawie przestałam oddychać…
 -Co jest z tobą nie tak?- Loki puścił moje ramiona i odsunął się.
 Nic się nie stało. Nie zrobiłam mu nawet najmniejszej krzywdy.
 -Może to dlatego, że też jesteś Jotunem?- zapytałam bez większego przekonania.
 - To nie ma znaczenia- pokręcił głową, potwierdzając moje wątpliwości.
 Skryłam twarz w dłoniach i westchnęłam.
 -Daj mi jeszcze raz spróbować.- Odwróciłam się od niego i podeszłam do najbliższego drzewa, stojącego przy szosie.
 -Uważaj, bo z tej gorliwości sił ci zabraknie- zakpił za moimi plecami.
 Zacisnęłam zęby z całej siły i dotknęłam pnia. Położyłam na nim dłoń, badając palcami chropowatość kory. Wsłuchując się w szum jego liści. Nie wiedząc czemu, ten dźwięk mnie irytował, chciałam aby zamilkł. Aby wszystkie soki płynące w tym drzewie zatrzymały się, przestały płynąć. Nie wiedziałam, czemu ogarnęły mną takie uczucia, być może chciałam się po prostu wreszcie na czymś wyżyć. Odegrać.
 I wtedy stało się.
 Z pod mojej dłoni zaczęła wydobywać się fala chłodu, która zamieniała się w lód i rozchodziła po całym drzewie. Szła zarówno w stronę korzeni, jak i rozłożystych gałęzi, kończąc na żywo zielonych liściach, zamieniając je w ich martwe i kruche pozostałości. Po chwili całe drzewo skrzyło się od lodu i szronu w promieniach słońca.
 Odeszłam od drzewa, podziwiając swoje dzieło.
 -Ha!- Odwróciłam się z triumfalnym uśmiechem, wyrzucając ręce w górę- I co? Ja nie potrafię?- Oparłam dłonie na biodrach i przechyliłam głowę, patrząc zadziornie na skonsternowanego Lokiego. Jednak ten szybko się opamiętał, a jego twarz znów przybrała beznamiętny wyraz.
 - No nareszcie…- jego wzrok podążał to w moją stronę, to w stronę mojej ofiary- Musiałaś bardzo nienawidzić tego drzewa, skoro tak nagle udało ci się zamrozić je całe.
 -Co?- Opuściłam ręce i zaczęłam wodzić wzrokiem od boga do drzewa- To źle? Chyba o to chodziło?
 -Tak, owszem…- Loki potarł kark z roztargnieniem.
 -Ale nie jesteś zadowolony…- zmarkotniałam. Jemu nic nigdy nie pasowało.
 -Nie.- Bóg podszedł do mnie i położył dłoń na moim ramieniu–  Dobrze sobie poradziłaś. Ale przed nami nadal wiele pracy.


 Później szło mi już lepiej. Kontrolowałam swoją moc, ale Loki miał wątpliwości, bo wiedział, że w kryzysowej sytuacji mogę zwyczajnie stracić nad sobą kontrolę. Fakt, byłam nerwową osobą.
 Grunt, że miałam opanowaną chociaż jedną umiejętność.
 Byłam bardzo zadowolona, bo dzień nie zapowiadał się zachęcająco, lecz jego koniec wlał we mnie nowy entuzjazm i energię. Do tego pochwała od Lokiego, nawet mała, trochę podniosła mnie na duchu. Oczywiście, aby nie było tak idealnie, mój nauczyciel szybko wrócił do dogryzania mi. Ale wróciłam do domu czując się o wiele lepiej.

 Dopiero w nocy zaczęłam myśleć o tym, co ja właściwie robię.
 Zawinięta w kłębek pod pościelą, zastanawiałam się, jaką ja właściwie pełnię rolę w całej tej nieszczęsnej historii.
 Prawda jest taka, że stawałam się nieobliczalną bronią boga. Chciałam mu ufać, ale oboje wiedzieliśmy, jak to się skończy. Zaatakujemy Jotunheim, zniszczymy go. A potem co? Władca Asgardu tak po prostu odeśle mnie do domu? Nie będę miała do czego wracać. To może po prostu mnie zabije? Nie chciałam myśleć, co będzie dalej, ale czarne myśli bezustannie wdzierały się do mojej głowy.
 Odgarnęłam gwałtownie kołdrę, podnosząc się z materaca. Szybko łapałam powietrze, było mi gorąco. Zerwałam się z łózka i otworzyłam na oścież okno.
 Świtało.
~~~
 - Woow… Ja to naprawdę potrafię- patrzyłam z zachwytem na lód pokrywający całą powierzchnie wody. Całe jezioro, wzdłuż i wszerz, było zamrożone. W maju!
 -Tylko nie wpadnij w samo zachwyt.- Loki jak zwykle ściągnął mnie na ziemię- I lepiej to cofnij zanim ktoś to zobaczy.
 Położyłam dłoń na grubej, lodowej tafli i jezioro w kilka chwil wróciło do swojej zwykłej postaci. Żałowałam, że nie mogę dłużej podziwiać tego niezwykłego, jak na tę porę roku, widoku.
 To nie był jednak koniec. Czekało mnie jeszcze wiele pracy. Loki chciał, abym opanowała multum umiejętności. Miałam nauczyć się zamrażania członków swojego ciała, co było trochę dziwne, ale trener przekonał mnie, że mogę walczyć wręcz, nie posiadając broni, tylko korzystać z tej zdolności.
 Uczyłam się, jak wywoływać wiatr, rzucać lodowymi odłamkami, tworzyć sople… Naprawdę dużo tego było.
 -Wreszcie coś się w tobie odblokowało- zrzędził mój trener, gdy unikał lodowych pocisków, tworzonych przeze mnie- Szkoda tylko, że zmarnowaliśmy tak wiele czasu.
- Och, daj spokój- wycedziłam przez zaciśnięte zęby, nie przerywając rozszalałego ataku na niego. Już nie patrzyłam, w którą stronę przeprowadzałam atak, ciskałam odłamkami na ślepo.
 -Bu.- Nagle Loki pojawił się wprost przede mną, a ja zaskoczona przerwałam na chwilę miotanie lodem.
 Kosztowało mnie to bolesny upadek na ziemię. Gdy iluzja Lokiego pojawiła się przede mną, oryginał doskoczył do mnie i powalił mnie na ziemię.
 -Hm. Nie, jednak nadal jesteś beznadziejna.- Patrzył z politowaniem na mnie, gdy niezdarnie podnosiłam się z ziemi- Nie powinnaś zawahać się nawet na chwilę.
 -Miałam cię zabić?- Stanęłam na nogi i otrzepałam się.
 -To nie byłem ja.
 -Ale mogłeś być.- Strząsnęłam ze swojej czarnej koszulki ostatnie resztki trawy.
 -I co z tego? Myślisz, że dam ci się zranić?- Prychnął.
 -To czemu masz do mnie pretensje, skoro, jak twierdzisz, i tak nie dam rady zrobić ci krzywdy?
 -Nic nie rozumiesz.- Machnął ręką i odwrócił się plecami do mnie, ruszając w stronę mojego samochodu, zaparkowanego na poboczu drogi.
 -Owszem, nie rozumiem!- Pobiegłam za nim i chwyciłam go za ramię, aby zwrócił na mnie uwagę. Jego wzrok mówił, że nie był tym gestem zbyt zachwycony.
 - Zgodziłam się, abyś u mnie mieszkał. Abyś mnie uczył. Zgodziłam się na wszystko, na dołączenie do twojego planu, więc okaż mi czasem odrobinę, malutką odrobinę szacunku i zrozumienia! Bądź moim nauczycielem, nie katem!
 Wpatrywałam się w niego z napięciem. Nie wierzę, że to przed chwilą powiedziałam.
 -Nawet nie wiem, co czeka mnie dalej. Zmieniłeś moje życie, zrozum to.
 Z jego twarzy jak zwykle nie mogłam nic wyczytać. Wokół zapadła cisza, jakby wszystko, co żyje, wstrzymało oddech razem ze mną, oczekując na odpowiedź Lokiego.
 -Na dzisiaj koniec treningu- powiedział beznamiętnym głosem.
                                                   ~~~
 Co chwilę spoglądałem na nią, czy nadal jest zła, czy może ma zamiar się rozpłakać. Ale nie. Jej melancholijny wzrok ani razu nie odwrócił się od drogi.
 Patrzyłem przez okno, obserwując monotonny krajobraz wokół nas. Poza drzewami przy drodze i polami na horyzoncie, nie było nic. Żadna z tych rzeczy nie zasługiwała na dłuższe kontemplowanie ich. Zupełni inaczej niż w Asgardzie, gdzie każdy kwiat, każde drzewo przyciągały uwagę swoim wyglądem a krajobraz zapierał dech w piersiach kolorami. Nie ukrywam, że brakowało mi tego. Odwróciłem wzrok od jałowego widoku i zerknąłem kolejny raz na Meg.
  Ostatnio mnie zaskoczyła. Zapowiadała się na kompletne beztalencie. A teraz, nie chciałem tego przyznać, ale była już prawie równa mnie, może już niedługo mnie przegoni. Choć nadal była bardzo niepewna, ale też nieprzewidywalna.  Muszę na nią uważać, musze ją od siebie uzależnić, żeby nie sprzeciwiła się wobec mnie.
 Aż uśmiechnąłem się na tę myśl pod nosem. Przecież Megan nie znała się na magii, nie posiadała takich zdolności.
 Odetchnąłem głęboko. Nie, ta kobieta nie stanowi dla mnie żadnego zagrożenia. Za to będzie wspaniałą bronią, słuchającą tylko mnie. Będzie moja i tylko moja.
                                                             ~~~
 Z Lokim już nie poruszaliśmy tego tematu, jakim była moja przyszłość. Mimo, że bardzo mnie to męczyło. Nie wiedziałam, co mam robić, więc dalej udawałam, że wszystko jest w porządku. Lokiego właściwie nie obchodziło, co myślę, ale i tak zachowywałam pozory spokojnej i opanowanej.
 Treningi przynosiły efekty, uczyłam się szybko nowych rzeczy i byłam coraz lepsza. Ale po za tym nie odzywałam się do boga, ani on do mnie. Oboje zamknęliśmy się przed sobą.
 Nie wiedziałam, czy się z tego cieszyć. Chciałam, aby było normalnie między nami. Normalnie, czyli tak jak zwykle. Skoro zaczynaliśmy już razem funkcjonować, dobrze byłoby utrzymać ten stan rzeczy. A teraz Loki nie odzywał się do mnie wcale. Jedynie podczas ćwiczeń, ale były to tylko suche uwagi, nawet nieokraszone ironią i zgryźliwością.
 Wykonywałam wszystko bez zastanowienia, jak maszyna. Nie ustawałam w trenowaniu nowo nabytych umiejętności.
 Gdy skończyłam ostatnie ćwiczenie, polegające na trafieniu za pomocą sopli, kopii Lokiego, które tworzył, stwierdziłam, że muszę z nim porozmawiać. Nie mogłam dłużej znieść tej ciszy między nami. Był głupim, nadętym sadystą-socjopatą i właśnie dlatego chciałam mieć z nim dobry kontakt.
 -I jak?- Czekałam na jakikolwiek komentarz z jego strony, dotyczący moich postępów.
 -Tak jak zwykle. Musisz ćwiczyć dalej.- Odwrócił się do mnie plecami.
 -Loki…
                                                      ~~~
 Stanąłem i ledwie się powstrzymałem przed roześmianiem się. Jednak nie wytrzymała. Już zaczęła się do mnie przywiązywać. Czekałem na to, co powie.
 -Dlaczego tak się zachowujesz?- O dziwo, jej głos nie był błagalny- Wiem, że nie jesteś skory do zwierzeń, ale możesz mi chyba powiedzieć, co ci się stało?
 Odwróciłem się z maską obojętności na twarzy, ale wewnątrz triumfowałem.
 -Nie wiem, co masz na myśli.
 -Nie udawaj.- Zacisnęła dłonie w pięści- Zachowuj się normalnie, tak jak zawsze- dogryzaj mi, bądź wredny. Wykrzesaj z siebie jakieś uczucia, do cholery! Co jest z tobą?
 Trochę zaskoczyło mnie to wyznanie z jej strony. Postawę miała zdeterminowaną, twardo patrzyła mi w oczy, nawet przez chwilę miałem ochotę odwrócić wzrok. To uczucie jednak szybko minęło.
 -Nie mów do mnie takim tonem. Powinnaś pamiętać, z kim rozmawiasz.- Podszedłem do niej i spojrzałem na nią z góry- Ostatni twój wybuch był dla mnie nie zrozumiały. Ten- tym bardziej. Postanowiłem być twoim nauczycielem, a nie-jak to określiłaś- katem. Przestałem cię męczyć, ciesz się.
 -Hura- odpowiedziała ironicznie, unosząc ręce do góry- A teraz przestań. Bądź moim nauczycielem, ale odzywaj się czasem do mnie. Mieszkamy pod jednym dachem i…- jej głos załamał się, gdy zobaczyła moje pełne politowania spojrzenie- Chciałabym normalnie się z tobą komunikować.- Dokończyła cicho, odwracając wzrok.
 Wreszcie ją mam.
 Potarłem dłonią o czoło o westchnąłem.
 -Wracajmy już lepiej.
                                                         ~~~
 -Chciałem jeszcze zwrócić ci uwagę, iż twoja kondycja jest w fatalnym stanie. Jak masz zamiar przetrwać dłuższe pojedynki? Do tego…
 To dziwne, ale z radością wysłuchiwałam zrzędzenia Lokiego. Czułam, że jego wcześniejsze zachowanie było na pokaz. Chciał mi dopiec. Ok, nasze relacje się unormowały, ale temat mojej przyszłości nadal istnieje i prędzej czy później będziemy musieli się z tym zmierzyć.
 Gdy wróciliśmy do domu, ja wzięłam prysznic, a potem zaczęłam przygotowywać kolację, podczas gdy Loki marudził na kanapie, że ma dość mojej prymitywnej kuchni i że nie umiem gotować. On oczywiście nawet nie pomyśli o tym, aby mi pomóc. Ale i tak uśmiechałam się na to pod nosem. W takim razie nie ma innego wyboru. Co prawda, nie musimy często jeść, rzadko doskwierał nam głód, lecz całe dnie treningu wykańczają, zwłaszcza mnie.

 Leżałam na łóżku, w ciemności, zanurzając się w wypływających z moich słuchawek melancholijnych dźwiękach Joy Division. Oczywiście nie było mi dane długo cieszyć się tą chwilą samotności i spokoju, bo w moich drzwiach zamajaczyła skryta w cieniu postać Lokiego. Westchnęłam, zdjęłam słuchawki i zapaliłam obydwie lampki nocne, stojące na szafkach po obu stronach mojego łóżka. Miękkie światło rozproszyło mrok dookoła mnie, ale bóg nadal stał w cieniu pod drzwiami.
 -Przypomnij mi jedną rzecz: respektuje się w Asgardzie coś takiego, jak pukanie?
 -Pukałem.- Loki zamknął drzwi i podszedł do mojego łóżka. Był wyraźnie zirytowany.
 -Dobrze już… Siadaj.- Odsunęłam się dalej i zrobiłam mu miejsce. Usiadł obok mnie i oparł się o wezgłowie łóżka.
 Odłożyłam telefon na szafkę nocną, stojącą po mojej lewej, splotłam dłonie na brzuchu i spojrzałam wyczekująco na Layfeysona. Wzrok utkwił w drzwiach naprzeciwko nas.
 -Myślę, że trochę czasu już minęło- zaczął wreszcie- I chyba pora wracać do Asgardu.- Poprawił poduszkę pod swoimi plecami i podłożył sobie lewe ramię pod głowę.
 -Już?- Miałam wzrok zwrócony w tym samym kierunku, co on.
 -Tak. Ja już powinienem wracać.
 -A ja?
 W końcu na mnie spojrzał. Chyba był lekko zaskoczony.
 -Zgadzasz się?
 Wzruszyłam ramionami.
 - Nie zgadzam się. Ale zmieniłeś już moje życie i chyba nie mam wyboru.
 -Faktycznie nie masz-odpowiedział.
 -Sam widzisz. Chyba lepiej załatwić to szybko, niż rozwlekać w nieskończoność.
 Pochylił się lekko w moją stronę, patrząc mi w oczy. Uniosłam jedną brew, zastanawiając się, co ma zamiar zrobić.
 -Wreszcie mówisz do rzeczy.
 Mimo, że sytuacja nie była dla mnie zbyt szczęśliwa, zaśmiałam się.
 -Dziękuję bardzo za pochwałę, mój mistrzu.- Złożyłam dłonie i skinęłam głową, jakbym składała mu pokłon.
 -Nie przyzwyczajaj się- Loki odchrząknął, ale widziałam, że w jego oczach czai się gdzieś głęboko skrywane rozbawienie.
 -Wiem, wiem…- ziewnęłam i poprawiłem sobie poduszkę pod karkiem.
 -Na mnie chyba już czas.- Bóg poruszył się, aby wstać, ale go powstrzymałam.
 -Nie, nie… Jak chcesz, możesz jeszcze tu trochę posiedzieć.
 Spojrzał na mnie, jakby chciał się upewnić, że naprawdę to powiedziałam. Ale posłuchał i nie ruszył się z miejsca.
 Siedzieliśmy jeszcze przez chwilę w milczeniu, każde z nas wzrok utkwiony miało w nieokreślonym kierunku. Lecz ja już czułam słodki ciężar snu na powiekach. Zsunęłam się i ułożyłam wygodniej głowę na poduszce. Nie chciałam jeszcze zasypiać, zwłaszcza, że bóg siedział tuż obok, ale oczy zaczęły mi się powoli zamykać, oddech uspokajać. Jeszcze ostatkiem świadomości poczułam muśnięcie na policzku i ciepło pościeli na moich ramionach.



 ____________________________________________________________
 No i jest kolejny, dłuuuuugi, że hoho. Od razu muszę was przeprosić za ten nieszczęsny motyw treningów. Naprawdę, wiem, że to jest prawie w każdym opowiadaniu, ale mam taki koncept, że bez tego się nie obejdzie, musicie przez to przejść, tak jak i ja, gdy to pisałam. Obiecuję, zaraz się to skończy.
 Rozdział miał być wcześniej, ale musze jakoś dzielić czas między szkołę, oglądanie siatkówki i reszte rzeczy. Rozdziałów mam naprawdę już rozpisanych bardzo dużo, naprawdę jestem bardzo do porzodu, gdy tylko mam czas, wyciągam swój sekretny zeszycik i pisze w nim wszystko, co przyjdzie mi do głowy. Jedyny problem jest taki, że te wszystkie pomysły trzeba potem przepisać na kompa, dopracować, sprawdzić 10 razy i poprawić. Właśnie, co do pomysłów. Znów wpadłam na cos nowego, co prawda wydarzy sie to w dalszej części opowiadania, ale i tak mam problem żeby wszystko ułożyć poprawnie i chronologicznie. Tak, właśnie tak! i to jest największy problem.
 Już padam na twarz, bo blogger jak zwykle szaleje, do tego nie skopiował mi akapitów, więc teraz musiałam to wszystko poprawiac...Achhhhh, wybaczcie, że tak się rozpisuję, 
 Dziękuję wam za te wszystkie komentarze, podbudowujecie mnie bardzo! Staram się poprawiać wszystkie błędy jakie mi wytykacie, aby to opowiadania było jeszcze lepsze.
Pozdrawiam!