expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

niedziela, 31 sierpnia 2014

Rozdział 3



Siedziałam na łóżku, opierając się o ścianę i próbując czytać książkę. Było to naprawdę trudne, mając świadomość, że za ścianą znajduje się bóg- socjopata, który ci groził i zmusił do tego, aby być mu posłusznym.
Przez resztę dnia Loki objaśniał mi, na czym polega moja moc. Nadal nie mogłam jakoś w to uwierzyć. To wszystko… było naprawdę dziwne i nie mogłam, ot tak, pogodzić się z tym. Ale Loki był taki wiarygodny, gdy pokazywał mi, co potrafi, jak posługuje się magią… Chyba nie miałam innego wyjścia jak tylko pogodzić się z prawdą(o ile była to prawda).
Wieczorem umyłam się, przemknęłam do sypialni, zgarniając po drodze herbatę i mówiąc temu socjopacie żeby się rozgościł w moim (!) domu.
A teraz nie mogłam spać, bo zastanawiałam się co on też robi tam za ścianą. Bałam się, że przyjdzie w nocy chcąc mi coś zrobić. Wiem, że ten potwór tylko czyha na mnie i… Czasem za dużo myślę. Skoro tu przybył specjalnie z tego całego Asgardu, to chyba ma poważniejsze rzeczy do roboty, niż straszenie mnie po nocach.

Wstałam koło 8 rano. Miałam nadzieję, że to, co zdarzyło się wczoraj było tylko złym snem a ja jak zwykle pojadę do redakcji i będę wysłuchiwać marudzeń wszystkich dookoła mnie.
Wstałam i na palcach podeszłam do drzwi. Przyłożyłam ucho do ich powierzchni i nasłuchiwałam. Nic. Cisza.
 Potem ubrałam się, rozbroiłam wejście do mojego pokoju i wyszłam z niego.
Nie, to nie był sen.
Loki jeszcze spał. Chciałam przemknąć cicho obok niego, ale na chwilę się zatrzymałam. Leżał na kanapie, pod kocem, przykryty tylko do pasa. Nie miał koszulki, bo nie miałam mu nic takiego do zaoferowania.
Czułam się głupio tak się na niego gapiąc. Ale jak spał to nie sprawiał już wrażenia takiego groźnego. Wręcz przeciwnie- był taki niewinny… Tak, głupoty mi do głowy przychodzą. Ale w innych okolicznościach i z innym charakterem, naprawdę mógłby uchodzić za atrakcyjnego i bardzo pociągającego mężczyznę. Był smukły i wysportowany. Twarz miał pociągłą, z wystającymi kośćmi policzkowymi. Co prawda pod oczami miał lekkie, ciemne obwódki, ale to nie ujmowało mu urody. No i te czarne włosy.
 Przestałam go obserwować, czując się jak podglądacz i najciszej jak mogłam, udałam się do kuchni, zrobić sobie kawę. Nie chciałam go budzić bo nie chciałam z nim rozmawiać.
 W czasie jak gotowała się woda, poszłam do pokoju, spakowałam aparat do futerału, a dokumenty i zdjęcia w teczce, do torby. Chwyciłam też pendrive, na którym miałam zdjęcia, które zniszczyłam wczoraj, oblewając je. Musiałam je drugi raz wydrukować w biurze.
  Potem poszłam do łazienki doprowadzić się do porządku, opróżniłam kubek z napojem i zamierzałam już wychodzić, kiedy…
-Jak będziesz wracać z pracy, możesz kupić mi jakieś ubrania. Zdaję się na ciebie.
Zatrzymałam się w pół kroku i odwróciłam w stronę kanapy. Loki opierał się o jej oparcie i patrzył na mnie.
-Nie mam zamiaru.
-Masz to zrobić i koniec.
Wpatrywałam się w niego z niedowierzaniem. Mam wydawać na niego jeszcze jakieś pieniądze?
-Nie znam twojego rozmiaru..-odparłam głupio. Po prostu mnie zatkało.
- To sprawdź- rzucił w moją stronę swoją białą koszulę, w którą był ubrany poprzedniego dnia i znów skrył się za oparciem kanapy.
-No nie, nie będę ci kupować ubrań ani nie będę sprawdzać ich rozmiaru. Może mam ci jeszcze kupić bieliznę?- Złapałam koszulę w locie i miałam zamiar mu ją odrzucić.
- idź już, bo spóźnisz się do pracy.
W moją stronę poszybowały jedwabne bokserki.
~~~~
Nie dość, że dziś w pracy dostałam reprymendę za nieprzyniesienie gotowego reportażu, to teraz jeszcze musiałam jakoś uporać się z cała furą toreb, które wyjmowałam z samochodu. Po ciężkim dniu wypełniania papierków, faktur i układania kolejnych stron dla gazety, musiałam jeszcze jechać do centrum handlowego. Kupiłam temu socjopacie podstawowe przybory higieniczne, bo nie chciałam żeby wykorzystywał moje zapasy, kilka garniturów, koszul, coś do spania, no i jeszcze- co było dla mnie najbardziej upokarzające- zapas bielizny. Wydałam sporo pieniędzy, a w tym miesiącu mi się nie przelewało… W zeszłym miesiącu do Nowego Jorku, nie wiedzieć, jakim cudownym- i strasznym dla mojego portfela -zbiegiem okoliczności, prawie w tym samym czasie przyjechało dwóch sławnych fotografów- Anton Corbijn- fotograf sławnych muzyków i reżyser filmu o życiu Ian’a Curtisa  oraz James Nachtwey- fotograf wojenny ,a ja oczywiście nie mogłam wybrać i wydałam pieniądze na warsztaty u jednego i drugiego, więc w tym miesiącu mogłam się pożegnać z zakupami dla siebie, obiadkami na mieście, a i benzynę trzeba będzie oszczędzać.
Z jednej strony, nie wiem, czemu tyle robię dla Lokiego. Z drugiej, jakbym kupiła mu byle co, pewnie by się na mnie potem wyżywał, więc wolałam, aby mój portfel trochę pocierpiał. Sama też stwierdziłam, że lepiej kupić mu jakieś lepsze rzeczy, nie potrafiłam wyobrazić go sobie w koszulce i dresach.
Wtoczyłam się wreszcie do mieszkania, cała obładowana. Gdyby ktoś spojrzał w moją stronę, to nie zobaczyłby mnie, tylko poruszającą się górę toreb.
Zrzuciłam to wszystko na podłogę w korytarzu i rozejrzałam się. Czyżby go nie było? Zaczęłam nasłuchiwać. Cisza. Jednak mnie opuścił? W duchu bardzo na to liczyłam.
Już miałam zabrać ubrania i jechać z powrotem do sklepu, aby je oddać, gdy dobiegł mnie głos tuż zza ściany.
-Podejdź do łazienki i zostaw wszystko pod drzwiami.
Zdusiłam w ustach przekleństwo i wszystkie torby przepchnęłam pod łazienkę.
-Odejdź.
Wpadłam do sypialni, zatrzasnęłam z hukiem drzwi i włączyłam radio, podkręcając głośność tak, aby nic nie słyszeć poza łomotem gitar. Potem zrzuciłam z siebie żakiet, wyzwoliłam się z trampek i z impetem opadłam na łóżko. Zatopiłam twarz w poduszce, gryząc ją z bezsilności. Psychika mi padła. Mogłam naprawdę wiele znieść, ale w końcu człowiek nie może dusić w sobie emocji w nieskończoność. Nigdy nie byłam wylewna, nie załamywałam się łatwo. Ale teraz po prostu nie wiedziałam jak wyplątać się z tej chorej sytuacji. Miałam zostać ofiarą jakiegoś boga z Asgardu. Zostałam sprowadzona do roli służki.
Leżałam tak jakiś czas z twarzą w pościeli, która tłumiła moje wycie z wściekłości. Nagle poczułam jak materac ugina się pod czyimś ciężarem.
Podniosłam głowę i odsunęłam się jak najdalej od, siedzącego na brzegu mojego łóżka, Lokiego. Był ubrany w spodnie od garnituru i błękitną koszulę, której rękawy podwinął. Obydwie rzeczy bardzo dobrze na nim leżały, co zauważyłam, mimo wszystko, z małą satysfakcją.
-Ścisz to.- Kiwnął głową w stronę odtwarzacza.
 Wychyliłam się i sięgnęłam lewą ręką w stronę wieży, która stała na niskim regale, będącym obok łóżka.
Przez chwilę Loki patrzył na mnie.
-Wyglądasz strasznie.
Chodziło mu pewnie o rozmazany makijaż. Oczywiście, że nie płakałam, po prostu zetknięcie twarzy z moją poduszką przyniosło taki skutek. Natychmiast podjęłam się próby pozbycia się ciemnych obwódek z tuszu za pomocą dłoni. Loki w milczeniu przyglądał się moim poczynaniom. Po chwili się odezwał.
- Niedługo zaczniemy twój trening. Musisz być przygotowana.
-Ale ja nie chcę!- Wybuchłam, wyrzucając ręce w górę- Nie rozumiesz? Chcę tu zostać, mam tu przyjaciół, pracę...
- Meg- przerwał mi. Chyba pierwszy raz wymówił moje imię. Był wyjątkowo opanowany, przysunął się i wyciągnął dłoń w moją stronę. Drgnęłam, ale on tylko ujął mnie pod brodę, zmuszając mnie abym patrzyła mu w oczy- Twoje życie, życie, które pamiętasz, to kłamstwo.
Patrzyłam na niego, ale wcale go nie widziałam. Chyba na kilka sekund przestałam oddychać. Nic do mnie nie docierało, nawet dotyk dłoni Lokiego na mojej twarzy. Jakbym dopiero teraz uświadomiła sobie, że jestem kimś innymi niż tym, za kogo się uważałam.
-Teraz żyjesz kłamstwem, ale to się niedługo zmieni -kontynuował, nadal patrząc mi w oczy i ujmując moją twarz.-Ja dam ci nowe, lepsze życie. Teraz już nie ma odwrotu.- Nie wiem jak on to robił, czy używał jakiś czarów, czy innych umiejętności, ale przez chwilę dałam mu się omamić. Ale tylko przez chwilę.
Strąciłam jego dłoń.
-Nie chcę, żebyś tu był.
-Musisz się do mnie przyzwyczaić. Od teraz będę stale obecny w twoim życiu. Twoim nowym życiu.- Jego słowa sączyły się do moich uszu niczym jad i wdzierały do głowy. Tak bardzo nie chciałam go słuchać.
-Zostaw mnie.
-Megan, to nic nie da...
-Nie rozumiesz!? Zostaw mnie, chcę być teraz sama!- Moje gardło zaciskało się. Uniosłam ręce jakbym chciała go uderzyć. Chwycił je.
-Uspokój się...- On sam był taki spokojny i chyba to najbardziej mnie denerwowało.
Zacisnęłam dłonie w pięści, ale przestałam się wyrywać. Jego dłonie zacisnęły się wokół moich nadgarstków jak kajdanki.
-Nadal nie mogę uwierzyć jak bardzo jesteś ludzka- spojrzał mi w oczy w taki sposób, jakby patrzył na kogoś, kogo dawno nie widział. Prawie z tęsknotą. Chyba, że to była kolejna sztuczka z jego strony.
- Myślałem, że...
Nie dokończył.
-Że?
- Kiedyś byłaś inna. Zresztą, nie ważne- puścił mnie i odwrócił wzrok- Na pewno jesteś zupełnie inna ode mnie.
Wstał z mojego łóżka i wyszedł z pokoju, nie oglądając się za siebie.
-Może to dlatego, że jesteś cholernym socjopatą- mruknęłam pod nosem i z powrotem opadłam na poduszki.
~~~~
Wyszedłem z jej pokoju… rozczarowany.
To histeryczka. Jest zbyt sentymentalna. Kiedyś była inna. Stanowcza, nie bała się niczego i nie poddawała się emocjom, nawet będąc małą dziewczynką.
Mimo wszystko, jednak nadal nie tak łatwo ją okiełznać. Choć wydaje mi się, że już zaczyna mięknąć. Kobiety są słabe psychicznie, chociaż po niej bym się tego nie spodziewał. Kilka prostych gestów wystarczyło, aby mi sie poddała.
Opadłem na kanapę i spojrzałem na swoje nowe ubrania. Niezbyt lubię ludzkie stroje, ale jestem zmuszony do ich noszenia. Ta kobieta, mimo wszystko, zaskakująco dobrze wszystko do mnie dobrała.
Westchnąłem. Od teraz jesteśmy na siebie skazani. Nie tylko ona jest z tego powodu niezadowolona.
Może ją zostawić? Ale w takim razie mój plan polegnie, a tego bym nie chciał. Zobaczymy, co przyniosą następne dni.
~~~~
Minęło kilka dni. Powoli się z Lokim ,,docieraliśmy”. Ja czułam się już o wiele swobodniej wiedząc, że ten socjopata mnie nie zabije, a bóg przestał zachowywać się jak bóg, tylko normalny człowiek. No dobra, prawie normalny. Nadal mi dogryzał, był wredny, ale przestałam się tym jakoś przejmować. Jedyne, co budziło mój niepokój, to uczucie niepewnej przyszłości. Nadal nie uśmiechała mi się podróż do Asgardu. Kto normalny zgodziłby się na coś takiego? No tak, ale ja niedawno się dowiedziałam, że taka normalna nie jestem, a Ziemia nie jest moim prawdziwym domem.
Starałam się zwyczajnie zachowywać, chodziłam do pracy, robiłam zdjęcia, jeżdżąc po różnych koncertach, wydarzeniach i.t.p.
Ale zawsze wracałam do domu. Bałam się uciekać. Moi przyjaciele dziwili się, że nie chcę się z nimi spotkać, cały czas znajdywałam wymówki, byle tylko dali mi spokój. Wiedziałam, że gdy się z nimi spotkam, wyciągną ode mnie całą prawdę. Mimo, że nigdy nie byłam wylewna i nie opowiadałam o swoich uczuciach, tą tajemnicę, zbyt ciężką na jedna osobę, mogłam im w końcu wyjawić. Nie chciałam, aby wypytywali o wszystko, nie miałam na to siły. Chyba zaczynałam popadać w lekką apatię.


W piątek, gdy wróciłam z  pracy Loki już od drzwi mnie osaczył.
-Skoro już jesteś, wykorzystajmy resztę tego dnia na rozpoczęcie twojego szkolenia.
Minęłam go, na kanapę odrzuciłam torbę i aparat i skierowałam się do kuchni. Wyjęłam kubek z szafki i zaczęłam przygotowywać sobie kawę.
-Skoro mam już wolne, powinnam siedzieć w domu, przed telewizorem i nic, absolutnie nic nie robić.- Wsypywałam cukier i kawę do kubka, nie zaszczycając Lokiego nawet jednym spojrzeniem.
-To nie są żarty- warknął, pojawiając się obok mnie.- Ubieraj się, wychodzimy.
Patrzył na mnie wyczekująco, opierając się o krawędź blatu z założonymi rękami. Spojrzałam na niego znudzona.
-Jestem ubrana- odparłam. Widziałam jak ten socjopata gotuje się w środku, ale opanował się w ostatniej chwili.
-Czyli masz zamiar biegać w tych obcisłych spodniach?- zakpił, wskazując dłonią na moje rurki.
-Nie.- Nadal na niego patrzyłam, mieszając w kubku napój.
-Dlatego…
-Nie zamierzam biegać- przerwałam mu.
Zacisnął zęby a ja spokojnie pociągnęłam łyk kawy.
-Chcesz czuć się całkiem bezbronna, gdy ktoś cię zaatakuje?- Nie dawał za wygraną. Ostatnio jest męczący. Wczoraj na przykład, gdy tylko wróciłam do domu i napadł na mnie od progu, że chce gdzieś wyjść…
~~~~
- Hm, zmieniłem zdanie.- Nie zdążyliśmy jeszcze całkowicie wyjść z budynku, gdy Loki nagle okazał swoje niezadowolenie.
-Co? Jak to?-  spojrzałam na niego zaskoczona znad swoich okularów przeciwsłonecznych.
- Słońce mnie razi- odpowiedział, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. Ale gdy na niego spojrzałam, zrozumiałam, o co mu chodziło. Mrużył oczy, było widocznym, że się męczy. Ja też chroniłam wzrok przed słońcem- jedna rzecz to to, że ja też byłam nadwrażliwa, a druga, że byłam kierowcą.
- To jak wytrzymujesz w Asgardzie?
- W Asgardzie nie ma tylu rzeczy, od których odbija się światło- burknął, kryjąc się w cieniu wejścia do wieżowca. Co prawda, to prawda. Nowy Jork to miasto ogromnych, szklanych budynków- Zresztą.. W Asgardzie jest jakoś inaczej..
-Inaczej?
-Nie wiem, Meg. Tutaj po prostu się męczę.
Wampir się znalazł. Gorzej niż z dzieckiem.
-Dobra…- westchnęłam i pociągnęłam go za sobą.

Jechaliśmy przez ulice centrum moją grafitową Toyotą. Nadal obserwowałam Lokiego kątem oka, ale zachowywał cię całkowicie… normalnie. Poza tym, że nadal oglądał siebie w lusterku i podziwiał swoje nowe okulary w stylu awiator.
-Teraz już dobrze?- Zapytałam go.
-Tak… Mogą być… Nie wyglądam w nich… pospolicie?
Taa. Prawdziwy styl i szyk.
-Nie, nie. Bardzo do ciebie pasują.- Zapewniłam go gorąco.
Dojechaliśmy na miejsce. Postanowiłam, że zabiorę go do parku na przedmieściach. To nic oryginalnego, ale w parku są ludzie, więc ten socjopata nie będzie mógł… Nie. Powinnam mu okazać odrobinę zaufania. W parku jest ładnie, można spokojnie pospacerować. Tak, to zdecydowanie najlepszy wybór, na pewno lepszy od głośnych i tłocznych centrum handlowych.  
Chodziliśmy po alejkach parkowych. Okulary zdjęliśmy, bo rozłożyste, parkowe drzewa dawały dużo cienia.
Loki nie był zbyt parkiem zachwycony, ale powiedział, że ostatecznie możemy się przejść. Przypominał mu trochę Asgardzkie ogrody. Chciałam, żeby był choć trochę zadowolony, tylko nie bardzo wiedziałam, co jeszcze mogę zrobić.
Nagle zauważyłam najcudowniejszą rzecz na świecie.
-Wata cukrowa! -Nie mogłam powstrzymać się od westchnienia zachwytu i muszę przyznać, że w pewnych kwestiach faktycznie jestem trochę infantylna. Zwłaszcza, jeśli chodzi o słodycze.
Bez zastanowienia pociągnęłam Lokiego w stronę wózka. Kupiłam dwie- jedna wręczyłam mojemu towarzyszowi a drugą, z triumfalnym uśmiechem zostawiłam dla siebie.
Bóg spojrzał na mnie skonsternowany.
-No i co ja mam z tym zrobić?- Wskazał na watę. Różowa słodkość komicznie kontrastowała z jego bladym obliczem i czarnym ubiorem.
-Zjeść- odpowiedziałam z błogim wyrazem twarzy.
-Ale jak?- Nadal wpatrywał się z rozdrażnieniem w chmurkę waty.
-Jak chcesz- nadal uśmiechnięta, wepchnęłam sobie skrawek smakołyku do ust. Cudownie okropna słodycz rozpłynęła się w moich ustach, powodując jeszcze większą euforię.
Loki zabierał się do jedzenia, jak pies do jeża, ale w końcu uszczknął kawałek.
-No i jak?- Nachyliłam się do niego wyczekująco.
-Okropnie słodkie- stwierdził ze sceptycznym wyrazem twarzy.
-No i takie ma być… Czekaj- zaśmiałam się pod wpływem upojnej chwili, widząc jak kawałek waty przykleił mu się do policzka.- Widać, że nie masz wprawy- Pokręciłam głową z politowaniem i bez zastanowienia zdjęłam skrawek z jego twarzy.
Spojrzał mi prosto w oczy. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z intymności tego gestu. Gdybym mogła, spłonęłabym rumieńcem albo zapadła się pod ziemię. Chciałam coś powiedzieć, ale tak naprawdę nie wiedziałam co. Zamiast tego wpatrywałam się w niego jak idiotka, nadal mając na dłoni tą przeklętą watę cukrową.
A on po prostu ujął moją dłoń i zlizał ja z moich palców.
Chciałam się wyrwać, gdy tylko jego usta dotknęły mojej skóry, ale nie mogłam. Mogłam tylko patrzeć bez słowa, na to, co wyprawia.
-To moje- powiedział tylko, gdy już przełknął. Nadal staliśmy na środku alejki, a on tylko przyglądał się mi z kamiennym wyrazem twarzy.
Spacerowaliśmy i jedliśmy dalej w milczeniu.
~~~~
-Megan!
Spojrzałam na niego nieprzytomnie.
- Dlaczego ktoś ma mnie atakować?- Doprowadziłam się szybko do porządku.
Patrzył na mnie z niedowierzaniem. Ale jego wyraz twarzy szybko się zmienił. Wyrwał mi kubek z dłoni i cisnął go do zlewu, nieomal go tłukąc. Resztki kawy rozlały się i spływały teraz po metalowych ściankach.
- Do tej pory byłem pobłażliwy.- Patrzył na mnie z góry z gniewnym wyrazem twarzy.- Ale teraz to się zmieni.


W moim życiu istniało coś takiego, jak codzienna gimnastyka. Regularne ćwiczenia, dbanie o formę. Zawsze też byłam dość silna, gdy przypominałam sobie zajęcia fizyczne w szkole.  Ale co mi po tym wszystkim, skoro teraz leżałam wycieńczona na ziemi i nie potrafiłam ruszyć ani jednym palcem.
-Myślałam, że nauczysz mnie, jak mam kontrolować swoją moc…- głos ledwo co wydobywał się ze mnie.
-Walczyć też musisz umieć. A to była dopiero rozgrzewka.- Loki opierał się o mój samochód i patrzył na mnie znudzony.
Przyjechaliśmy nad małe jezioro, oddalone o kilka kilometrów od miasta. Na naszym brzegu, wzdłuż wody, rozciągała się trawiasta równina, lekko unosząca się ku szosie, przy której zaparkowałam samochód, o który opierał się ten socjopata, patrząc na mnie z góry, co sprawiało, że czułam się wzgardzona i mała. Po drugiej stronie był las, gdzie czasem spędzałam czas z przyjaciółmi na ogniskach i spacerach.
Laufeyson dał mi wycisk, każąc robić pompki, brzuszki, biegać, skakać, wyciskać z siebie siódme poty i teraz dowiaduję się, że to była tylko rozgrzewka.
-Nienawidzę cię.- Nadal leżałam na plecach, nawet nie próbując zmieniać pozycji.
Moja deklaracja nie zrobiła na nim wrażenia, słyszał to już ode mnie wiele razy.
-Przestań jęczeć.- Podszedł do mnie i wyciągnął do mnie rękę.- Wstawaj.
Zignorowałam go i sama, z wielkim trudem i zerowym poziomem motywacji, podniosłam się z ziemi.
-Teraz będziesz walczyć ze mną.- Gdy to usłyszałam, miałam ochotę natychmiast uciec. Loki był wyższy, silniejszy i brutalny. Wyobrażałam już sobie, co może mnie czekać. Nie była to piękna perspektywa.
Zobaczył moje wahanie.
-Daj spokój.- Zrobił zapraszający ruch ręką.- Musisz przez to przejść.
-Ale ja nawet nie wiem, jak zacząć!- Rozłożyłam ręce w geście bezradności.
Przejechał ręką po twarzy.
-Po prostu mnie uderz. Albo nie! Masz silne nogi, przy twojej posturze, gdy walczysz z silniejszym i wyższym przeciwnikiem, powinnaś polegać na nogach.
Pokiwałam głową. Niechętnie musiałam przyznać, że miał rację, nie miałam zbyt rozbudowanej, górnej partii ciała. Nic dziwnego, skoro byłam kobietą.
Ponownie zrobił zachęcający gest w moją stronę, więc dłużej nie czekałam. Skoczyłam i wycelowałam kolanem w jego krocze.
I znalazłam się na ziemi. Nad sobą widziałam uśmiechniętą facjatę tego idioty.
-Jesteś beznadziejna- oznajmił z radością. 

________________________________________________________________

No i jest kolejny, nie wiem czy dłuższy od poprzedniego. Starałam się wyłapać wszytkie błędy, oprawiałam go kilka razy, dodawałam nowe rzeczy...
Trochę przybliżyłam wam postać Megan, to, czym się zajmuje. Padło na fotografię, gdyż to jedna z nielicznych rzeczy, na której się naprawdę znam.
Co do sceny z watą... Kurde, nie wiem, wpadłam na ten szalony pomysł jakiś miesiąc temu i nie mogłam po prostu tak go zignorować xD Co prawda ta scena bardziej by pasowała do jakiejś mangi niż do opowiadania, ale co tam.
Jeszcze powiem wam jak wygląda sytuacja z opowiadaniem. Otóż pisałam je długi czas normalnie, chronologicznie. Ale nagle przybyło kilka pomysłów i ogólna koncepcja trochę się zmieniła. Dlatego teraz mam napisane więcej materiału na dalsze rozdziały, niż na te, którę się odnoszą do obecnej sytuacji. To co ma się zdarzyć w następnym i kolejnym rozdziale, dopiero piszę, więc nie wiem, kiedy pojawi się następny, bo mam zwyczaj zmieniać coś 10 razy w danym rozdziale. 
Dziękuję za wasze komentarze i witam nowych obserwatorów. To dla mnie naprawdę ważne, gdy widzę, jak ktoś chce czytać moje wypociny.
PS. O  mój Boże, byłam wczoraj na Guardiansach... Chyba pójdę jeszcze raz.. Bardzo dawno nie oglądałam filmu, na którym się tyle razy śmiałam a i powodów do wzruszeń było kilka( najbardziej poruszyła mnie scena gdy wszyscy wzięli się za ręce- ci co oglądali wiedza, reszcie nie bd spoilerować). Do tego wczoraj nasza reprezentacja siatkarska wygrała z Serbią, me serce się raduje. Zdecydowanie udany koniec wakacji. Szkoda, że całe wakacje nie były tak udane. A już jutro trzeba bd wrócić do smutnej rzeczywistości...

wtorek, 26 sierpnia 2014

Rozdział 2



Loki mówił, mówił i mówił. Ale mówił tak pięknie i tak ciekawie, że złapałam się na tym, iż siedziałam rozluźniona w fotelu, niebezpiecznie skracając odległość między nami i wybałuszając oczy. Byłam jak zahipnotyzowana, wpatrywałam się w niego i mało brakowało żebym siedziała z rozdziawioną ze zdziwienia buzią.


 Opowiadał mi o świecie skąd przybył, Asgardzie. Opowiadał o 9 światach i wtedy dowiedziałam się, że Ziemia to Midgard. Opowiadał o Hel czyli odpowiedniku piekła, o Valhalli czyli miejscu dla dzielnych, poległych w bitwie wojów.  Mówił też o swoim życiu w pałacu Odyna, o Fridze oraz o swoim bracie, Thorze- władcy piorunów.  Wyjaśnił mi kim są Norny, boginie przeznaczenia. Objaśnił na czym polega życie bogów i innych istot w 9 światach, powiedział o Yggdrasil- drzewie życia i działaniu Bifrostu- tęczowego mostu, będącego portalem między poszczególnymi krainami.


- No dobrze.- Zerwałam się z miejsca, gdy Loki skończył opowiadać- Wszystko pięknie, ale.. Dlaczego mam ci wierzyć? I to nadal nie wyjaśnia, dlaczego tu jesteś- chodziłam w tę i z powrotem, uwalniając się od czaru, który ten mężczyzna roztaczał wokół siebie, gdy mówił.


Spojrzałam w jego stronę, lecz nie odezwał się. Tylko westchnął i.. zniknął.
Rozejrzałam się wokół ale.. nie było go. Nigdzie.
Wtedy zauważyłam szansę. Człowiek ogarnięty strachem robi irracjonalne rzeczy. Ja postanowiłam rzucić się w stronę wyjścia.


-Nie radzę- nie zdążyłam nawet dobiec do przedpokoju. Loki pojawił się przede mną z gniewnym wyrazem twarzy. Nie czekając, odwróciłam się w lewo, chcąc pobiec do mojego pokoju albo chociaż do łazienki.


-Przestań wreszcie uciekać- warknął, pojawiając się tuż przede mną. Odskoczyłam ze strachu.- Nie możesz po prostu uwierzyć?
 -Ok, teraz ci wierzę.- Podniosłam ręce w obronnym geście.
-Poza tym, sztuczka z nożem też powinna cię czegoś nauczyć. Teraz widzisz, że nie możesz nic zrobić.

Groźba w jego wypowiedzi była bardzo wyraźna, więc nie protestowałam.

-A co do twojego drugiego pytania…-znów westchnął- Tutaj jest więcej do opowiadania. A sprawa.. tyczy się w dużej mierze ciebie.

-Mnie?!- mój głos znów stał się piskliwy- Dlaczego mnie?!

-Głównie chodzi mi o twoje pochodzenie- odpowiedział, w ogóle nie zwracając uwagi na moją reakcję.

Spojrzałam na niego zszokowana.

-Ale ja nie wiem… Nic nie pamiętam…

-Nie pamiętasz..-Odwrócił wzrok, jakby chciał coś ukryć. Albo tylko mi się zdawało.

-No…-Rozłożyłam bezradnie ręce- Do domu dziecka trafiłam mając 16 lat. Tak przynajmniej było podane na jedynym dokumencie, który przy mnie znaleziono. Nie wiem dlaczego, nie wiem jak. Nic- spuściłam głowę- Znaleźli mnie w jakimś zaułku z aktem urodzenia i zanikiem pamięci…

-A teraz masz ile?- Bezlitośnie wyrwał mnie z moich wyblakłych wspomnień. W sumie to dobrze. Spojrzałam na niego podejrzliwie.

-Kobiet się nie pyta o wiek- zmarszczyłam brwi- ale jak już musisz wiedzieć to mam 25 lat…

Zadumał się i potarł dłonią o brodę.

-Tak naprawdę nie masz 25 lat. I nie pochodzisz z Midgardu.

Wpatrywałam się w niego nierozumiejącym wzrokiem.

-Co ty…

-Uwierz –przerwał mi- Zaraz ci wszystko wyjaśnię.

I zaczął opowiadać.


- Od urodzenia mieszkałaś z rodzicami w zamku, w pomieszczeniach dla służby, gdyż twoi rodzice właśnie byli służącymi. Wychowywałaś się z nami i innymi dziećmi bogów żyjących w pałacu Odyna. Aż pewnego dnia…-Tu Loki przerwał jakby próbując odtworzyć sobie wszystko dokładnie.- Okazało się, że ty i twoi rodzice… jesteście Jotunami. Lodowymi Olbrzymami. Asgard nigdy nie był w przyjaźni z Jotunheimem. A wasza rodzina, po upadku tej krainy i odebraniu jej Szkatuły Wiecznych Mrozów, w jakiś sposób maskując swoją prawdziwą naturę przed innymi, uciekła właśnie do Asgardu. I to was zgubiło. Odyn myślał, że jesteście szpiegami. Po za tym bał się, że…- wzrok odwrócił w stronę okien- że wyjawicie wszystkim pewną… tajemnicę. Kazał więc was zabić- wstrzymałam oddech- Ale twoi rodzice uciekli. Do Midgardu. Żyliście tu przez, wiele, wiele lat, twoi rodzice cały czas się przeprowadzali, aby ludzie nie pytali o wasze pochodzenie ani niesłychanie długą żywotność… Radziliście sobie, naprawdę dobrze wam się wiodło. Ale Odyn nie ustawał w poszukiwaniach.


-Więc on…- Zasłoniłam usta ręką i próbowałam się uspokoić. Miałam nadzieję, że ta historia jednak inaczej się zakończy.
 -Tak, zabił ich- Loki kontynuował- ale ciebie oszczędzono. Może wymazano ci pamięć… Po za tym byłaś… jesteś bardzo podobno do człowieka. Podejrzewam, że to dlatego, iż poza ingerencją twoich rodziców, może za pomocą magii, w twój wygląd, wychowałaś się wśród ludzi. Przeżyłaś wiele lat w Midgardzie, o wiele więcej niż w Asgardzie.  Dopiero potem trafiłaś do przytułku.


-Ja...- odetchnęłam głęboko i spojrzałam po sobie -pochodzę od Lodowych olbrzymów?

- Tak- Loki pokiwał głową- władasz lodem, zimnem. Dziwię się, że twoje zdolności nigdy sie nie ukazały. Nigdy nie zauważyłaś w sobie niczego dziwnego?


Jest wiele rzeczy, które uważałam w sobie za dziwne. Ale czy zauważyłam w sobie coś jeszcze?

Nagle jakby w głowie mi się coś odblokowało. Przypadkowe obrazy składały się w jedną całość. Nigdy nie chorowałam, miałam niską, jak na człowieka, temperaturę ciała, prawie nigdy nie było mi zimno i... Aż w głowie mi zawirowało od tego wszystkiego. Zorientowałam się, że bóg przez dłuższa chwilę patrzy na mnie z wyczekiwaniem.


- W sumie…-otrząsnęłam się- znalazłoby się kilka rzeczy...
Pokiwał głową.

-Hm.. Jest jeszcze jedna sprawa. O jaką tajemnicę chodziło?
Loki odwrócił wzrok i spiął się, co było wyraźnie widoczne.

-Twoi rodzice na pewno o tym wiedzieli. Takie rzeczy się wyczuwa- znów zwrócił na mnie wzrok- Ale wątpię aby komukolwiek o tym mówili bo sami by mieli przez to kłopoty. Cóż- odchrząknął- Ja też jestem Jotunem.


Zamiast wykazać się jakimkolwiek wyczuciem w tej sytuacji, ja od razu mówię coś bez zastanowienia.

-Ale przecież mówiłeś, że ty...

-Wiem!- warknął- Thor to mój przyrodni brat. Jestem... przybłędą- prychnął.

-Ty przynajmniej masz jakąś rodzinę..

Spojrzał na mnie uważnie.

-Wolałbym być na twoim miejscu.

-Dlaczego? Aż tak jest ci źle w Asgardzie, w pałacu Odyna?- uniosłam brwi, będąc trochę zirytowana. Dlaczego nie doceniał tego, co miał?

-Wiesz... zawsze myślałem, że jestem traktowany gorzej, bo Thor jest we wszystkim lepszy. Według mojego... Odyna oczywiście. Ale teraz wiem, że to było po prostu od początku uprzedzenie. Kto zawracałby sobie głowę jakimś podrzutkiem...- Uśmiechnął się gorzko- No właśnie, nie dość, że zostałem porzucony, to nawet przyrodni rodzice nie traktują mnie poważnie.

-Jest mi bardzo przykro z tego powodu, ale wiesz... Jesteś już dorosłym mężczyzną. Trzeba żyć dalej. Ty przynajmniej nie musiałeś zaczynać wszystkiego od nowa.


Spojrzał na mnie tak, jakby chciał mnie zabić a ja natychmiast pożałowałam swoich słów. Ale zaraz jego oczy znów zasnuła mgła obojętności.


-Rzeczywiście, masz rację. Moja historia nie powinna cię obchodzić.

-O nie, nie- Próbowałam go udobruchać- Twoja historia bardzo mnie ciekawi, ale nadal nie wiem co ma wspólnego z moją. Bo raczej nie przybyłeś tu dla towarzystwa, prawda? Szukasz pobratymców?

- Oczywiście, że nie- prychnął pogardliwie.

-No to jak mnie znalazłeś? Po co tu jesteś?

Tak naprawdę bałam się uzyskać odpowiedź. Do głowy przychodziły mi różne, niedorzeczne myśli. Czyżby chodziło mu o reprodukcję? Nie! Stop! Błagam, dlaczego teraz muszę myśleć o takich rzeczach?

-Twoją historię poznałem przypadkiem- przerwał moje rozmyślania- Gdy dowiedziałem się, że... że jestem- odchrząknął- Jotunem, udałem się do Norn. Zwróciłem się do Urd, aby pokazała mi moją przeszłość. Nie pokazała mi wiele, ale przypomniała mi kilka wspomnień z dzieciństwa. I tak trafiłem na ciebie.

-Znaliśmy się?- przygryzłam nerwowo wargę.

-Trochę- odparł krótko- Poprosiłem Urd, aby pokazała mi twoje życie. Nie wiem dlaczego... czułem, że to może być ważne.

-I?

-Informacje, które wtedy uzyskałem, pozwoliły mi stworzyć plan, do którego mam zamiar dołączyć ciebie.

-Słucham?- oburzyłam się- Czyli nie mam tu nic do gadania, tak?

-Pomyślmy...- zadumał się teatralnie- Nie, nie masz. Albo zgadzasz się dobrowolnie albo cię do tego zmuszę- uśmiechnął się złowieszczo.


Czułam się dziwnie przy tym człowieku. Raz sprawiał wrażenie jakby naprawdę był miły, mogłam się czuć bezpiecznie. A zaraz zmieniał wyraz twarzy, a ja bałam się, że mnie zabije.


-Jesteś chory...- odpowiedziałam zdławionym głosem.

-Radziłbym ci tak nie mówić- z jego twarzy nie schodził wredny uśmieszek- Jesteś zdana na moją łaskę i niełaskę. 


Poczułam się jak balon, z którego wypuszczono powietrze. Opadłam bez sił na fotel, było mi już wszystko jedno.

Dlaczego?- wyszeptałam.

Ten potwór nadal stał w jednym miejscu i patrzył na mnie z pogardą.

-Nigdy nie myślałem, że powiem to komukolwiek- przejechał dłonią po twarzy- Jesteś mi potrzebna.

-Do czego, do jasnej cholery?- oparłam głowę na dłoniach.

-Widzisz… Jotunheim zagraża Asgardowi. Od zawsze był naszym wrogiem.

-Naszym?- przerwałam mu podnosząc wzrok.

-Asgardu- wysyczał przez zęby. Teraz siedział na kanapie przede mną. -Nie przerywaj.

Pokiwałam głową, nerwowo przełykając ślinę.

-Ostatnia próba zniszczenia Lodowych Olbrzymów spełzła na niczym. Asgard został bez władcy. Thor i Odyn nie żyją.

Otworzyłam buzię, aby zapytać, kto jest teraz władcą Asów, ale groźne spojrzenie Lokiego od razu mnie powstrzymało.

-Ja, jako nowy władca Asgardu- mówił to z wyraźną dumą- postanowiłem pomścić ich śmierć i zaatakować Jotunheim. Jest jeden problem- nie chcę, aby Frigga o tym wiedziała. Nie mogę wziąć ze sobą wojska, nikogo. Moi poprzedni ,,towarzysze”- powiedział to z wyraźną goryczą- wymówili mi posłuszeństwo. Potrzebuję osoby o wielkiej mocy. I niestety, okazało się, że to Ty.

-Ja nie posiadam żadnej mocy- od razu zaprzeczyłam, ignorując jego ostatnią uwagę.

-Naucz się wreszcie słuchać- Loki był zniecierpliwiony- Pochodzisz od Lodowych Olbrzymów. Masz wrodzoną moc., do tego o wiele większą niż przeciętny Jotun. Muszę cię tylko nauczyć, jak jej używać. No właśnie- uśmiechnął się jadowicie- muszę tutaj zamieszkać.

-Tutaj? Czyli gdzie? W Midgardzie? W Nowym Jorku?

Przewrócił oczami, robiąc minę cierpiętnika.

-U ciebie.

Nie. Błagam nie. Tylko nie to.


-Słucham?- zerwałam się z fotela- Żartujesz sobie? Nie ma mowy! Nie będziesz…

Znieruchomiałam. Dosłownie, nie mogłam się ruszyć. Tak, jakby coś niewidzialnego trzymało mnie za ręce i nogi.

Spojrzałam z nienawiścią w stronę mojego nieproszonego gościa. Podszedł do mnie i wyciągnął dłoń w moją stronę. Wstrzymałam oddech. Nie mogłam nic zrobić.

Ale on chwycił tylko kosmyk moich włosów.


-Będziesz mnie słuchać. Zamieszkam u ciebie. Będę cię uczył. Pamiętaj, że nie zdołasz uciec. Wszędzie cię znajdę.- słowa te wypowiadał spokojnym i opanowanym głosem. Nie wiedziałam, co gorsze- gdy mówił do mnie w ten sposób czy gdy wpadał w złość.


Puścił moje włosy a ja odzyskałam władzę nad swoim ciałem.

-Ale ja mam pracę- zaoponowałam cicho.

-Zrób sobie wolne, rzuć ją…- odparł lekceważąco.

-Muszę z czegoś utrzymać mieszkanie.

-Dobrze!- warknął- Możesz chodzić do tej swojej pracy. Ale spróbuj cokolwiek, komukolwiek powiedzieć, spróbuj uciec, to…

- I tak nikt by mi nie uwierzył- odparłam zrezygnowana.


~~~~

Oczywiście nie powiedziałem tej kobiecie wszystkiego. Nie mogłem. Ale tak będzie łatwiej. Nie mam zamiaru jej mówić, że robię to dla ojca, który tak naprawdę moim ojcem nie był. Nie mam zamiaru mówić, że Thor żyje, tylko stracił moc. Nie muszę jej wyjaśniać wszystkiego. Mój rzekomy brat nam nie przeszkodzi, bo myśli, że Wszechojciec nie żyje a Frigga nie chce go widzieć. Na razie wszystko idzie dobrze. Laufey też myśli, że naprawdę wprowadzę go do Asgradu.
Nie wierzę, że można być tak naiwnym.
Szkoda jedynie tego, że muszę polegać na Megan. Moja moc nadal nie wróciła. Odyn wiedział co robi, ale jednej rzeczy nie dopilnował. Nie udało mu się usunąć jej do końca.

Meg jeszcze mi nie ufa. Widzę, jak na mnie patrzy, jak się mnie obawia. Podoba mi się to, czuję, że mam nad nią władzę. Mimo to, wiem, że muszę na nią uważać. Na razie wzbudzę w niej poczucie bezpieczeństwa. A potem zacznę ją uczyć. Tak będzie dla mnie bezpiecznie. Dla niej zresztą też.



 No i jest kolejny. 
Daaaaaaaaaaamn, jak ja nienawidzę pisania dialogów... Starałam się, aby były poprawnie napisane ale na pewno jest wiele błędów, za co przepraszam.Ogólnie, nie wiedziałam jak zbudować cały ten tekst bo w wordzie jest inaczej i tutaj i jakbym nie zmieniała, to jest źle...echhh, nevermind, może jestem po prostu oporna. Tak czy inaczej- nie bijcie.
Teraz już macie trochę szerszy obraz na całą historię, ale tak naprawdę wszystkie tajemnice, dlaczego Loki stracił moc, co tak naprawdę planuje, wyjaśni się w kolejnych, nawet nie najbliższych rozdziałach.
Dziękuję za dotychczasowe komentarze i czekam na następne, każdy czytam, na każdy odpowiadam, a teraz macie większe pole do popisu bo ten rozdział jest dłuższy.

No to do następnego!