Zauważyłam, że jestem sama.
Zostałam sama przeciw trzem wojownikom. Rzucili się na mnie z krzykiem a ja
tylko patrzyłam na nich sparaliżowana.
-Megan!- Krzyk Lokiego wyrwał mnie
z otępienia. Zobaczyłam, że pojawia się przed jednym z Wanów. Nie, z ulga
zauważyłam, że to nie on, a jego kopia, bo gdy mężczyzna w zbroi zanurzył w nim
miecz, rozpłynął się. Prawdziwy Loki pojawił się przed wojem najbardziej
wysuniętym na lewo i uderzył go z całej siły w głowę. Hełm rezonując, ogłuszył
napastnika. Ale wiedziałam, że nie mogę dłużej zachwycać się siłą boga, który
gołą pięścią sprawił, że jeden z wojów nie mógł ustać na nogach.
W moją stronę znów zbliżało się
dwóch pozostałych mężczyzn.
Wyciągnęłam ręce do przodu i zaraz
zerwał się wiatr. Lodowe odłamki trafiały w napastników, ale nie mógłby im nic
zrobić. Ich zbroje okazały się trudne do przebicia, jedynie wiatr zatrzymywał
ich na krótkie chwile.
Zaczynałam się denerwować.
Wiedziałam, że mogę z siebie
wykrzesać o wiele więcej, lecz chciałam to szybko zakończyć z dystansu , było
oczywistym, że w bezpośrednim starciu z uzbrojonymi, potężnymi wojownikami nie
mam najmniejszych szans.
Natychmiast skierowałam ramiona w
stronę ciężkich, podkutych butów moich przeciwników. Sprawiłam, by ich stopy
przymarzły do ziemi. Unieruchomiłam ich na chwilę i właśnie miałam zakończyć
ich życie, gdy moją uwagę odwróciło coś innego.
Krzyk.
Zobaczyłam, jak Loki łapie się za
bok, z którego obficie spływała krew. Czyli prawdą było to, co mówił niewidomy
oraz to, o czym wcześniej wspominał Laufeyson- bóg nie miał mocy. Lub przynajmniej
miał jej o wiele mniej, niż chciał.
Nie zastanawiałam się długo, od
razu pobiegłam w stronę walczących i z furią uderzyłam na wojownika. Posłałam w
jego stronę lodowe ostrza, nie patrzyłam gdzie lecą, po prostu dałam płynąć
swojej mocy i czekałam na skutki. Kilka ostrych odłamków trafiło w nieosłonięte
zbroją części ciała mojego przeciwnika. Zaczął krwawić z kilka ran, które
przedarły najsłabsze fragmenty uzbrojenia w kolanach, łokciach i biodrach.
Nadal jednak trzymał pewnie miecz w dłoniach. Opuściłam ręce dysząc, a on
zwrócił wściekłe spojrzenie w moja stronę, Zakołysał bronią i zbliżył się do
mnie. Zacisnęłam dłoń w pięść, którą zaraz pokryła gruba warstwa lodu.
Uformowałam ostrze, które pokrywało moje ramię od barku, sięgając kilkanaście, może
więcej centymetrów poza moją dłoń. To samo stało się z drugą ręką, Stworzyłam
sama sobie namiastkę twardej zbroi.
Wojownik uniósł miecz i upuścił go
na moje ramię, tnąc z boku.
Od razu zrozumiałam, jaki
popełniłam błąd. Nie mogłam swobodnie manewrować swoją własną bronią. Krepowała
mi ruchy. Zaczęłam panikować, ale na szczęście szybko się opamiętałam i
uwolniłam ramiona, zostawiając pokrywę tylko do łokci.
Napastnik znów zabrał się do
ciosu. Uderzył na mnie od góry, a ja zablokowałam cios lewą ręką. Uderzenie
było naprawdę potężne, niemal się wywróciłam. Zatoczyłam się do tyłu, cofnęłam
o kilka kroków i w końcu zachowałam równowagę. Nie miałam jednak czasu na
odpoczynek, mój przeciwnik znów zabierał się do ciosu. Tym razem nie zawracałam
sobie głowy parowaniem, tylko od razu uniknęłam masywnego ostrza. Znów wybiło
mnie to z równowagi, lecz tym razem udało mi się wyprowadzić atak. Zadałam cios
moją prymitywną bronią tuż pod żebra Wana, trafiając między blachy zbroi. Z
satysfakcją odkryłam, że udało mi się go zranić.
-Uważaj!
Instynktownie rzuciłam się w bok i
wylądowałam w kuckach na trawie, dalej od woja. Nie zauważyłam, że dwóch
pozostałych napastników, których unieruchomiłam, już zdążyło się uwolnić i
pokraść do mnie niezauważenie. Gdyby nie ostrzeżenie Lokiego, rozpłatali by
mnie na pół.
Nie wiedziałam co robić, Loki był
ranny, a ja nie miałam pomysłu, jak rozprawić się z tymi pieprzonymi Wanami.
Zacisnęłam zęby. To nie mogło się tak skończyć. Dam radę.
Uwolniłam lewą rękę i dłonią
dotknęłam ziemi. Zamknęłam oczy. Całą swoją złość skierowałam w stronę tych
sukinsynów. Trawa przede mną zaczęła zmieniając się w martwe, zimne morze. Fala
chłodu przesuwała się w stronę trzech najemników niewidomego. Wcisnęłam palce w
glebę i zimno zaczęło pełznąć wzdłuż ich ciał. Zaczęli padać na kolana, nie
mogąc utrzymać się na nogach.
Jednemu z nich broń wyleciała z
dłoni. Złapał się nagle za radio, łapczywie łapiąc powietrze.
Rzuciłam okiem na Lokiego. Jedną
dłoń nadal przyciskał do rany, ale druga miał wyciągnięta przed siebie. To on
dusił wojownika.
Kontynuowałam swoje zadanie. Zimno
dosięgało już serc i płuc dwóch pozostałych Wanów. Sięgałam do ich gardeł,
wstałam i w przypływie złości wypuściłam jeszcze większa ilość mocy. Fale zimna
i okruchów lodu przepływały przez ich organy, mózgi, kości i mięśnie. Po chwili
zamiast nich stały sztywne lodowe rzeźby.
Opuściłam dłoń i uwolniłam druga
rękę. Odetchnęłam głęboko, zadyszałam się, byłam zmęczona, ale ostatkiem sił
trzymałam się na nogach. Wyprostowałam się dumnie i spojrzałam z nienawiścią na
niewidomego.
-U… zimno się zrobiło- Potarł
teatralnie ramiona- Czuję zapach krwi… Czy to ty, Loki? Czuję Jotuńską krew. To
ty ich załatwiłeś? Czy ta kobieta?- Pokręcił głową- Głupiec ze mnie, że
pomyślałem o tobie. Przecież ty jesteś taki słaby… Nie bój się, pozwolę ci
odpocząć.
Wokół niego zaczęły pojawiać się
takie same promienie, jakie towarzyszyły mu podczas przybycia tutaj.
-Wrócę z silniejszą armią. Nie
myśl, że ci odpuszczę. Za śmierć karze się śmiercią!- krzyknął, po czym zniknął
w kolumnie oślepiającego światła. O co mu chodziło? Kim on, do cholery, był?
Odwróciłam się, aby zasypać
Lokiego lawiną pytań, ale przecież był ranny. Leżał w kałuży krwi, nadal
trzymając się za ranę.
Podbiegłam do niego i opadłam przy
nim na kolana. Dyszał ciężko, koszulę miał doszczętnie przemoczoną na prawym
boku, krew była na jego rękach.
Odjęłam delikatnie jego dłoń od
rany i nie bawiąc się w rozpinanie koszuli, po prostu pociągnęłam za jej
krawędzie, odrywając guziki.
Aż jęknęłam. Miecz trafił Lokiego
między żebra, właściwie ryjąc ranę na wylot.
Bóg był blady jeszcze bardziej niż
zwykle i zaczynał tracić przytomność.
-Loki!- Ujęłam jego twarz w
dłonie, brudząc ją krwią, którą były pokryte moje ręce-Spójrz na mnie!
Ledwo co otworzył oczy, patrząc na
mnie mętnym wzrokiem. Przeraziłam się, widząc go w takim stanie. Nigdy nie
byłam w takiej sytuacji, bałam się, że nie uda mi się mu pomóc.
-Proszę cię, nie zamykaj oczu, nie
zasypiaj, nie zasypiaj!- Potrząsnęłam nim, gdy tylko jego powieki zaczęły opadać.
Syknął z bólu, ale oczy miał otwarte.
-Muszę cię stąd zabrać- Podniosłam
go do pozycji siedzącej i przerzuciłam sobie jego ramię przez kark.
Jednocześnie objęłam go i ze stęknięciem dźwignęłam z ziemi.
Warknął i zachwiał się.
-Musisz wytrzymać, proszę cię-
pociągnęłam go za sobą- To tylko kilka kroków.
Oparł głowę o moje ramię, ale
szedł. To znaczy wlókł się.
Czułam jak moja koszulka moknie od
jego krwi. Zacisnęłam zęby i przyspieszyłam. Wdrapałam się na zbocze, właściwie
wciągając na nie Lokiego, który co i rusz syczał z bólu. Przynajmniej był
przytomny.
Dotarłam do samochodu. Był
otwarty, bo dookoła nas nie było cywilizacji. Byliśmy pośród lasów i łąk, więc
auto było raczej bezpieczne. Zostawiłam je po prostu na poboczu.
Otworzyłam drzwi od strony
pasażera i pomogłam Lokiemu wsiąść. Pochyliłam się nad nim pociągnęłam za
dźwignię do opuszczania siedzenia, żeby bóg mógł się położyć.
Potem szybko pobiegłam do
bagażnika i wyciągnęłam z niego apteczkę pierwszej pomocy. Roztrzęsionymi
dłońmi wyjęłam z niej butelkę wody utlenionej i przez chwile mocowałam się z
nakrętką. W końcu mi się udało i bezceremonialnie, obficie polałam wodą ranę.
Loki krzyknął przez zaciśnięte zęby, ale nie wyrywał się. Potem wzięłam się za
obwiązywanie jego rany bandażem.
-Musze cię zabrać do szpitala-
zakomunikowałam, kontynuując robienie prowizorycznego opatrunku.
-Nie jadę do żadnego szpitala-
wycedził przez zaciśnięte zęby.
-Co?- Mocniej pociągnęłam bandaż i
bóg jęknął- Muszę cię tam zabrać, potrzebujesz profesjonalnej opieki!
Uniosłam się gwałtownie i
natychmiast tego pożałowałam, czując ból głowy, po uderzeniu w nadwozie auta.
Zaklęłam siarczyście i pomasowałam bolące miejsce.
-Nigdzie. Nie. Jadę-warknął – Chcę
wrócić do twojego mieszkania.- Zamknął oczy i odwrócił głowę.
-Mam w dupie to, czego chcesz!—krzyknęłam
i zawiązałam bandaż najmocniej jak umiałam. Loki znów jęknął- Zabieram cię do
szpitala.- Nie czas było na jego zachcianki, teraz był zdany na mnie i powinien
się mnie słuchać, zamiast wydziwiać.
-Nie!- Złapał mnie za nadgarstki i
ścisnął z całej siły. Nie podejrzewałabym, że jest jeszcze zdolny do takiego
wysiłku. Spojrzał na mnie twardo- Masz mnie zabrać do siebie. Nie oddam się w
obce ręce, nie ufam Midgardczykom.
Przez chwilę mierzyliśmy się
wzrokiem.
-Loki, do kurwy nędzy- warknęłam-
Niech cię diabli…
Zatrzasnęłam z hukiem drzwi i
obeszłam samochód, aby wsiąść z drugiej strony.
Jechałam najszybciej, jak mogłam.
Na moich oczach Loki słabł coraz bardziej. Co chwilę sprawdzałam czy nadal jest
przytomny. Jego klatka piersiowa ledwo się podnosiła podczas oddychania.
Pech chciał, że akurat w mieście
zaczęły się godziny szczytu. Zgrzytałam zębami z bezsilności i trąbiłam non
stop, ale wiadomo było, że moje wysiłki są bezużyteczne. Uroki mieszkania w
centrum.
W końcu zauważyłam jakąś boczną
uliczkę i bez wahania w nią skręciłam. Miałam nadzieję, że ominę w ten sposób
korki.
Skręciłam w prawo, kierując się
równolegle do poprzedniej trasy. Droga była wąska, obskurna i na pewno
nieprzeznaczona dla samochodów. Ale parłam do przodu, droga wiodła cały czas
prosto, gdy z niej wyjechałam, znajdowałam się dalej od mojego miejsca
zamieszkania, dodatkowo zrobiłam dość duży objazd, ale lawirując uliczkami
chyba szybciej się tam dostałam, niż główną, zakorkowaną trasą. Wjechałam na parking
i zatrzymałam się jak najbliżej wejścia. Trochę zbyt gwałtownie zahamowałam,
więc porządnie nami zarzuciło. Loki stęknął, gdy pas bezpieczeństwa wżynał mu
się w ciało. Szybko wysiadłam i uwolniłam go. Ponownie zarzuciłam sobie jego
ramię na szyję i jakoś wysiadł z samochodu. Bandaż na jego torsie całkiem
przesiąkł od krwi. Co ja miałam zrobić? Stracił jej zbyt wiele, wiedziałam, że
normalny człowiek długo by w takim stanie nie przeżył, natomiast nie
wiedziałam, jak to jest z bogami.
Wtoczyliśmy się do budynku. Bałam
się, że Loki zaraz straci przytomność i nie dam rady go zanieść do mieszkania.
-Proszę cię, wytrzymaj…-Cały czas
szeptałam mu do ucha. Weszliśmy do windy. Krople krwi spływały z naszych dłoni
na podłogę, ohydnie ją plamiąc.
-Szybciej, no szybciej- mamrotałam
pod nosem, patrząc na wolno przesuwające się numery pięter. W końcu
dojechaliśmy na samą górę. Wyszarpałam z kieszeni klucze i otworzyłam drzwi do
mieszkania.
-Już jesteśmy, jeszcze tylko kilka
kroków- wysapałam i powlokłam boga do sypialni. Ostatkiem sił właściwie
zrzuciłam go na łóżko. Słyszałam, jak gwałtownie łapał powietrze.
-No już.- Pomogłam ułożyć mu się
na plecach- oczekaj na mnie i błagam, nie zasypiaj.- Zmusiłam go, aby na mnie
spojrzał. Pokiwał głową.
Pobiegłam do kuchni po butelkę
mineralnej, a wracając zabrałam z łazienki bandaże i ręczniki.
Wróciłam do sypialni i z ulgą
stwierdziłam, że Loki nadal jest przytomny.
Rzuciłam wszystko, co miałam w
rękach, na podłogę i zerwałam z niego koszulę, a potem przesiąknięte bandaże.
Następnie polałam ranę wodą, aby ja oczyścić i zmyć z ciała krew. Osuszyłam
ranę ręcznikiem a potem zawinęłam go w rulon i podłożyłam Lokiemu pod łopatki.
Teraz łatwiej było mi założyć nowy opatrunek. Ale co to da? Taka rana sama z
siebie się nie zregeneruje. Zaczęłam panikować. Nie, nie miałam innego wyjścia.
Musiałam zadzwonić po pogotowie.
-Loki- Dotknęłam jego twarzy,
nadal ubrudzonej krwią- Muszę zadzwonić po pogotowie. Ty tego nie przeżyjesz.
Spojrzał na mnie wzrokiem na
granicy przytomności.
-Nie dzwoń. Przeżyję.
-Gówno prawda, nie przeżyjesz!-
Złapałam go za ramiona, kompletnie wyprowadzona z równowagi jego upartością- Co
ja mam zrobić?! Co?! Znasz jakieś cudowne zaklęcia, leki?! Co mam zrobić?!-
krzyczałam mu w twarz, nie wiedząc, jak do niego przemówić. Głos uwiązł mi w
gardle i czułam, że zaraz się popłaczę, jak dziecko, z bezsilności.
-Cicho.- Skrzywił się- Znam.
-Nie… Co?- Puściłam jego ramiona.
-Znam. Zaklęcie- odpowiedział,
cedząc słowa. Miał coraz większe trudności z mówieniem i oddychaniem.
-Serio?- Chciałam się
upewnić-Znasz jakieś zaklęcie uzdrawiające?
-Znam.-Mimo złego stanu, było
widać, że jest zirytowany moim zachowaniem.
-No to mów! Na co czekasz?
-To na nic.- Pokręcił głową- Nie
dasz rady, nie…- syknął z bólu- Nie uczyłem cię tego, nie masz zdolności…
- Co z tego? Błagam, Loki, daj mi
spróbować!- Złapałam jego dłoń i ścisnęłam. Spojrzał na nasze złączone ręce a
potem na mnie. Skinął abym się przybliżyła. Nachyliłam się nad nim, żeby
usłyszeć wyszeptaną przez niego formułę. Była w obcym języku, ale ja go
rozumiałam doskonale.
Puściłam jego rękę i obie dłonie
położyłam na jego boku. Zaczęłam szeptać mantrę, nie przestawając ani na
chwilę. Zamknęłam oczy i sięgnęłam w głąb siebie, szukałam w sobie sił, które
pozwolą mi uleczyć Lokiego. Chłód zaczął wydobywać się spod moich palców,
otworzyłam oczy i spostrzegłam, że rana przestała krwawić, a Loki oddychał już
spokojniej. Ale ja nadal nie przestawałam.
-Wystarczy- Bóg położył dłoń na
moich dłoniach i przerwał mi. Wzrok znów miał przytomny.
-Nie, jeszcze nie.- Mój głos był
słaby, nagle poczułam się bardzo zmęczona. Ale nie chciałam przestać- Nadal cię
boli, rana jest głęboka.- Odsunęłam jego dłoń i wróciłam do uleczania go.
Zamknęłam się na cały świat zewnętrzny i słyszałam tylko swój własny głos.
Nagle poczułam szarpnięcie.
Otworzyłam oczy.
-Wystarczy!- Napotkałam gniewne
spojrzenie Lokiego. Uniósł się na łokciu i trzymał mnie za ramię.
-No już dobrze- Odjęłam dłonie od
jego żeber- Jak się czujesz?
-Teraz chyba lepiej od ciebie.- Patrzył
na mnie uważnie- To wyczerpujące zaklęcie, nie powinnaś tak się przemęczać.
-Nic mi nie jest.- Uspokoiłam go i
wstałam. Zakręciło mi się w głowie, poczułam, że mam nogi jak z waty i musiałam
oprzeć się o krawędź łóżka.
-Meg?- Laufeyson wyciągnął rękę w
moją stronę.
-Nic mi nie jest- powtórzyłam,
kręcąc głową- Trzeba otworzyć tu okno.
Podeszłam do okiennic i otworzyłam
je na oścież. Twarz owiało mi podeszczowe powietrze, co trochę mnie orzeźwiło.
Znów odwróciłam się do łóżka.
-Połóż się, ja zaraz wrócę.-
Uśmiechnęłam się do Lokiego, aby pokazać mu, że wszystko jest w porządku.
Zebrałam się w sobie i jakoś przebyłam drogę dzielącą mnie od drzwi.
Gdy tylko wyszłam z pokoju, od
razu oparłam się o drzwi i odetchnęłam głęboko. Stałam tak przez chwilę, aż
przestalam widzieć ciemne plamki. W końcu dowlokłam się do kuchni i wyjęłam z
lodówki butelkę wody. Zaczęłam pić łapczywie, zimna woda przynosiła mi ulgę.
Potem umyłam ręce pod kranem i ochlapałam twarz. Poczułam się trochę lepiej.
Wzięłam jeszcze jedną butelkę, szklankę i wróciłam do sypialni.
Usiadłam na krawędzi łóżka.
-Boli cię?- zapytałam boga,
nalewając wodę do naczynia.
-O wiele mniej- odpowiedział.
-Potem jeszcze spróbuję-
oznajmiłam, podając wodę Lokiemu.
-Nie będzie żadnego potem-
warknął, odbierając szklankę. Wychylił ją jednym haustem.
-Będzie, będzie- zapewniłam go,
polewając czysty ręcznik wodą z butelki.
-Nie…
-Nic już nie mów- przerwałam mu.
Odebrałam mu puste naczynie, odstawiłam je na szafkę nocną i zabrałam się za
obmywanie jego twarzy z krwi. Nie odezwał się i w milczeniu pozwolił mi
działać. Potem obmyłam mu jeszcze ręce i klatkę piersiową. Dłonie trochę mi
drżały i nie byłam pewna czy był to na pewno skutek zmęczenia. Czułam się
naprawdę dziwnie, opiekując się Lokim i pomagając mu… w taki sposób.
Gdy już skończyłam, pozbierałam
wszystko, co było niepotrzebne i wyniosłam z pokoju.
-Meg.- Przy drzwiach zatrzymał
mnie głos Lokiego. Odwróciłam się- Przyjdź jeszcze do mnie na chwilę.
-Powinieneś odpoczywać-
zaoponowałam- Przydałoby ci się trochę snu.
-Przyjdź.- Jak zwykle nie prosił,
tylko mi rozkazał. Ale powiedział to nad wyraz spokojnie i łagodnie. Odwróciłam
się z westchnięciem.
Wrzuciłam ręczniki do pralki a
porwaną koszulę i bandaże, do kosza, po czym wróciłam do sypialni.
Tak, jak poprzednio, usiadłam na
krawędzi łóżka i spojrzałam wyczekująco na boga.
-Po co to zrobiłaś?- zapytał.
Podniosłam brwi, nie wiedząc, o co mu chodzi.
- Po co mną się opiekujesz, po co
mnie uleczyłaś?- Uniósł się na łokciach, aby usiąść i oprzeć się o wezgłowie
łóżka. Chciałam go powstrzymać, ale nie zwrócił na mnie uwagi.
-A co, miałam cie tam zostawić?-
Spojrzałam mu w oczy i zauważyłam, że tak właśnie myślał.
-Mogłaś mnie zostawić, mieć mnie w
końcu z głowy.
Odwróciłam wzrok i uśmiechnęłam
się pod nosem.
-Nie mogłabym spać ze świadomością,
że tak po prostu się zostawiłam. Po śmierci pewnie straszyłbyś mnie po nocach.
Uśmiechnął się lekko na ta uwagę.
-U nas duchy raczej nie spacerują
sobie po wszystkich 9 krainach.
Tym lepiej dla mnie.
Zapadła między nami krepująca
cisza. Raptem coś sobie przypomniałam.
- Nie chcę cię męczyć i na razie
odpuszczę sobie odpytywanie cię, ale… Powiesz mi chociaż kto nas zaatakował?
Mina od razu mu zrzedła, w oczach
pojawiła się złość. Może nie chciał w tym momencie o tym mówić, ale ja musiałam
wiedzieć. Prędzej czy później i tak musi mi wszystko wyznać.
-To był mój brat. Oczywiście nie
rodzony.
-No cóż… Domyślam się. I nie był
to Thor, prawda? Chyba, że pominąłeś kilka rzeczy, gdy o nim opowiadałeś?
Zaprzeczył ruchem głowy.
-Nie. To był Hodur. Teraz mieszka
w Wanaheimie.
Czekałam, aż powie coś więcej, ale
milczał, jak zaklęty.
-Czemu mi o nim nie powiedziałeś?
Co się stało?- Próbowałam cos z niego wydusić. Wiedziałam, że to bezskuteczne,
bo jak Loki się zaprze, to ciężko jest cokolwiek na to poradzić.
-To długa historia- odparł
zmęczonym głosem, jakby próbował dać mi do zrozumienia, że to już koniec
rozmowy. Cóż, sama powiedziałam, że na razie nie będę go wypytywać.
-No dobra.- Wstałam- Idź już
lepiej spać. Jak wydobrzejesz, wszystko mi opowiesz.
Zostawiłam go z własnymi myślami i
wyszłam z pokoju.
~~~
Dosłownie padłam na kanapę.
Powinnam zmusić się do poczołgania do łazienki, ale nawet na to nie miałam
siły. Chciałam tylko spać. Obojętnie gdzie, w jakiej pozycji i w jakich
warunkach.
Ostatkiem sił ściągnęłam z siebie
koszulkę. Cały jej lewy bok był ubrudzony zeschnięta krwią. Odrzuciłam ją na
podłogę i z powrotem opadłam na poduszki sofy.
Ale sen tak szybko nie nadszedł.
Po głowie obijało mi się mnóstwo pytań. Czemu Loki nie powiedział mi o swoim
bracie? Czemu Hodur nas zaatakował, przed czym się ukrywał, o czyjej śmierci
mówił? Bałam się, że niewidomy znów nas zaatakuje. Mówił coś o armii, a wtedy
raczej ja z Lokim sobie sami nie poradzimy. Nie, teraz powinnam skupić się na
uleczeniu Lokiego. Pomyśleć, że jeszcze ponad 2 tygodnie temu chciałam
wykorzystać fakt, że spał i zabić go, albo chociaż ogłuszyć patelnią. Niestety,
gdy miało już do tego dojść, bóg się obudził, a ja musiałam się gęsto
tłumaczyć, dlaczego stoję nad z nim z patelnią w ręku. Nie wiem, czy łyknął
wtedy historyjkę o robieniu śniadania.
Uśmiechnęłam się na to
wspomnienie. W sumie Loki miał do mnie dużo cierpliwości. Tak samo, jak ja do
niego.
___________________________________________________________
e_e I have no idea what i'm doing
Musiałam zakończyć tak. Bo tak. Jakoś tak muszę rozdziały rozplanować. Nie mam weny. Na razie nudy. No wybaczcie. To chyba na tyle.
Pozdrawiam i dziękuję za wszystkie komentarze i miłe słowa.
NO, no, no, no!!! Nie zgadzam się! Ja chcę jeszcze czytać! Serce mi waliło, myśli świrowały... Och, czemu to już koniec?
OdpowiedzUsuńTO było piękne i smutne za razem. Ranny Loki, opiekuńcza Meg, zły Hodur... Ja chcę więcej.
Pozdrawiam,
Viv
Yh... Fajnie, że ten rozdział wzbudził u ciebie takie emocje, nie spodziewałam się.
UsuńTak to sobie rozplanowałam, akcja tego wymaga :(
Piękne... jejku... Dziękuję... Ale i tak obiecuje, że następnym rozdziale będzie lepiej i dłużej.
Pozdrawiam!
Nudy? Chyba zartujesz?
OdpowiedzUsuńTo było cudowne, wczulam się. Byłam tam podczas tej walki. Moija wyobraznia nadal buzuje. Meg niesamowicie sobie poradziła. Podoba mi się, ze ujelas to tak, ze na poczatku dobrze jej nie szło. Panikowała, robiła błędy. :-). Ale później byla groźna, świetna!
No i Loki. Eh... Przezywalam to razem z Meg. Kiedy wlokla go do samochodu, to zniecierpliwienie stojąc w korku, czekając na windę. Aż mi wypieki wyskoczyły. Dosłownie w bawisz się moimi emocjami. Hodur mnie zaintrygowal, ale tajemniczo... Uwielbiam!
Ja chce więcej! ^^. Życzę wiec weny i pozdrawiam :*
O kurcze... Nie wiedziałam, jak to odbierzecie. Cały czas mnie zaskakujecie... Cieszę się, że możesz wczuć się w sytuację, poczuć te same emocje, co moja bohaterka. To jest chyba największa pochwala dla autora, że można poczuć to opowiadanie.
UsuńWłaśnie o to mi chodzi, aby postacie były prawdziwe, ludzkie. jeśli udało mi się to osiągnąć, to dla mnie już jest jakiś sukces. Wiem, że jeszcze daleko mi do doskonałości, ale to są takie małe kroki do bycia coraz lepszym.
Eh... Dziękuję jeszcze raz :) Mam nadzieję, że moja wena wróci, a poziom mojego opowiadania cały czas będzie rósł. Naprawdę, już nawet nie wiem, co mam napisać. Dziękuję!
Kurde ale narobilam błędów w komentarzu XD. Teraz dopiero zobaczyłam. Pisalam szybko i w ogóle na tablecie, a on lubi czasem pisać po swojemu. Eh..
UsuńNie ma za co. Bardzo dobrze Ci idzie. Zazdroszcze Ci, ze umiesz tak tworzyć bohaterów. I sprawiasz, ze czytelnicy odczuwają takie emocje. :-). Brawo.
Również mam nadzieje, ze Twoja wena daleko nie uciekła i wróci szybko.:-) pozdrawiam!
Dobrze,że w komentarzu, a nie np. w rozdziale, jak ja to mam w zwyczaju xD Wszystko jest w porządku, a potem wychodzą różne kwiatki...
UsuńTy akurat nie musisz mi tego zazdrościć, bo sama robisz to świetnie :D
Wena powraca... Ale bardzo powoli ;)
Meg jaka determinacja w ratowaniu Lokiego, ale nie dziwię się, że panikowała, chyba sama nie zachowałabym dużo zimnej krwi. A Loki zresztą też się zdziwił że osoba którą prześladuje, wręcz terroryzuje pomaga mu uniknąć śmierci. Też bym była zaskoczona. Trochę to masochistyczne xD. Ale co tam. Fajny rozdział nie wiem co ci nie pasuje xD,
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Ev
Czy ja wiem, aż tak ją terroryzuje? Może trochę, ale po za tym stał się jej bliższy przez to, iż tak samo jak on, nie psuje do swojego świata.
UsuńNie wiem w sumie, ja to postrzegam tak, że trochę trudno zostawić tak po prostu człowieka na pastwę losu. Z jej perspektywy, Loki nie jest jej wrogiem, nie bije jej, nie gwałci xD Jest kimś, kogo wolałaby unikać, ale dużo ja nauczył, choć jego pobudki wcale nie są szlachetne.
Na pewno Meg będzie jeszcze tego żałować...
Dziękuję za opinię i pozdrawiam :)
Witam!
OdpowiedzUsuńNa początku chciałam się usprawiedliwić i powiedzieć, że skomentowałabym wczoraj, ale dosłownie kiedy była w połowie rozdziału internet w komputerze się wyłączył, a nie lubię czytać na telefonie ;/
Rozdział jest niesamowity! Uwielbiam scenkę walki (nie dlatego, że nie umiem pisać takich scenek... ale w sumie dlatego też), i scenę kiedy Meg leczy Lokiego :3
Szkoda, że Loki nie może być przez chwilę uczuciowy... fajnie by było ale dobrze wiem, że to się nie stanie... chyba, że się stanie? Byłoby zarąbiście, ale Loki to Loki :)
Uwielbiam :)
Weny życzę i informuję o moim nowym rozdziale jak będziesz chciała to go przeczytaj :)
Ok, nie ma problemu :)
UsuńCieszę się, że ci się podobało. Bardzo się obawialam o ten rozdział... Powiem tylko tyle, że będzie sie działo... Różnie :)
Byłam juz u cb, jak tylko znajdę chwilkę, to skomentuję, obiecuje!
Pozdrawiam :)
Wybacz za zapłon nie mam internetu i czasami mnie to wkurza mam nadzieję że ci debile z gminy się pośpieszą i to podłączą ehhh co do rozdziały jest coraz lepiej.Świetna ta scena walki szczególnie że ostatnio jestem podjarana filmem Więźnień labir6yntu polecam ;3 świetne.Sytuacje Meg-Loki rzygam tęczą(w dobrym kontekście ^^)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Lupin
Ps.Wpadnij do mnie czasami
Ok, ok, nie będę cię za to kamieniować :D To twoja dobra wola, że tu zaglądasz... I cieszę się, że mogę cię tu gościć :)
UsuńFajnie, że ci się podobało, bardzo mi zależało na scenie walki...
Hah, byle nie za dużo :D
Byłam już u cb i skomentowalam.
Pozdrawiam!
Zapraszam na nowy rozdział.
OdpowiedzUsuńSory, że tak pod postem spamuje, ale spamu nie znalazłam...
Widzę wszystko na głównej.
UsuńNa razie nie mam czasu przeczytać i skomentować, ale na pewno zajrzę.
Hej. Dziękuje za pobranie mojego szablonu :D
OdpowiedzUsuńŻeby nie było szarego tła wejść w dostosuj -> zaawansowane -> i wszędzie gdzie będzie ten szary, którego nie powinno być wpisz transparent :)
Świetny rozdział :D Twoje opowiadanie bardzo mnie wciągnęło i wręcz nie mogę się od niego oderwać ;) Cały czas zastanawiam się co będzie dalej i jak to się wszystko potoczy, a tu pojawia się ten rzekomy brat Lokiego i pytań jeszcze więcej :)
OdpowiedzUsuńSwoją drogą chciałabym przeczytać bardziej rozszerzoną scenę z patelnią. To naprawdę musiałoby być coś :) Mam nadzieję, że po tym co Mego zrobiła dla Lokiego, on w końcu zacznie ją doceniać przynajmniej w swoich myślach, bo wątpię, żeby zaczął ją lepiej traktować. Choć kto wie, kto wie :D
Kurczę, nawet nie wiesz, jak się cieszę, gdy to czytam!
UsuńAch, scena z patelnią xD Myślę, że to nie będzie jedyna scena, kiedy to Meg będzie chciała Lokiego zamordować :D
No Loki to Loki, z nim jest bardzo ciężko |D
Dziękuję Ci bardzo, pozdrawiam!
Uff, czyli to nie był Thor. Wspominałam, że znam się na mitologii jak kura na pieprzu? :D
OdpowiedzUsuńSceny z fanfików z rannym Lokim są najlepsze i nikt mi nie wmówi, że jest inaczej. Wielka radość <3